a za czym ta kolejka stoi? – Chiny, Hongkong: part II

Podczas zwiedzania uwielbiam ten moment odkrywania lokalnej historii, o której nie miało się pojęcia. Jeszcze pierwszego dnia w Hongkongu, zanim podziwialiśmy nieziemsko oświetlone drapacze chmur na wyspie Hongkong (o czym pisałam tutaj), na części kontynentalnej miasta, udaliśmy się do Kowloon Walled City Park. Spodziewałam się raczej zobaczyć park z resztkami murów obronnych miasta, jak to zwykle sugeruje nazwa City Walls. Tutaj jednak historia jest inna. U schyłku XIX wieku Chiny i Wielka Brytania podpisały konwencję, na mocy której terytorium Hongkongu zostało zwiększone o prawie cały obszar New Territories – dzielnicę nazwaną Nowe Terytoria (pamiętajmy, że Hongkong był brytyjską kolonią). Prawie, bo z umowy wyłączony był mały wycinek w jego sercu, tzw Walled City, kiedy to faktycznie miasto wciąż był otoczone murem i od lat miało znaczenie militarne. Wojenna zawierucha i przepychanki między tymi dwoma krajami sprawiły, że w latach 50-tych na tym terenie, rozmiarów odrobinę mniejszych od połowy krakowskich Błoni, powstała pozostawiona sama sobie enklawa, rządząca się własnymi prawami – z przemocą, gangami, prostytutkami, narkotykami i pozostałymi aspektami kryminalnego życia na pierwszym planie. Wyobraźcie sobie, że na obszarze 2.6 hektara (mniej więcej powierzchnia 160 na 162.5 metra) mieszkało ponad 30 ooo (!) ludzi! Między budynkami praktycznie nie było prześwitów czy dróg, ludzie przechodzili wąskimi ścieżkami lub bezpośrednio przez budynki.

Chiny, Hongkong, Kowloon Walled City Park, makieta Kowloon Walled City

Chiny, Hongkong, Kowloon Walled City Park, makieta Kowloon Walled City

Chiny, Hongkong, Kowloon Walled City Park, przekrój przez Kowloon Walled City

Chiny, Hongkong, Kowloon Walled City Park, przekrój przez Kowloon Walled City

Nie wszyscy oczywiście parali się szemranym biznesem. W ciemnych zakamarkach istniały zakłady tysięcy drobnych rzemieślników, mini fabryki, sklepy, a nawet zakłady medyczne, gdzie praktykowali przede wszystkim lekarze i dentyści bez licencji. Ludzie organizowali się w sąsiedzkie grupy pomocy i uczestniczyli w religijnych aktywnościach. Próby utrzymania kontroli i zaprowadzenia jako takiego porządku na dłuższą metę nie miały szans, dlatego w 1984 roku Chiny i Wielka Brytania zgodnie podjęły decyzję o.. zrównaniu miasta z ziemią. Rząd Hongkongu wypłacił mieszkańcom i przedsiębiorcom rekompensaty i 7 lat później do miasta wjechały buldożery. W miejscu, gdzie rok wcześniej tętniło życie przestępcze i przedsiębiorcze, ukształtowano przyjemny park, nazwany ku pamięci rejonu Kowloon Walled City Park. W jego centralnej części można zapoznać się z historią miasta. Wejście do parku i na wystawę jest darmowe. W zaaranżowanych, klimatyzowanych pokoikach można wysłuchać nagrań ludzi, opowiadających historię z perspektywy mieszkańców, zobaczyć zdjęcia, elementy życia codziennego i rys historycznych miasta – świetny pomysł i dobrze wykonana wystawa, gdzie praktycznie nie było turystów!

Weekendowe plany zwiedzania w Hongkongu życie weryfikuje bardzo szybko. Czasu zmarnowanego na czekanie w kolejkach nikt nam nie wróci, dlatego polecam zabrać ze sobą jakąś rozrywkę: książkę, muzykę czy partnera do rozmów. W sobotę rano, po odstaniu w śniadaniowym ogonku do jadłodajni a’la hongkoński bar mleczny, ustawiliśmy się w kolejny, oczekujący na wjazd kolejką na szczyt Wiktorii (Victoria peak) – najwyższy szczyt na wyspie Hong Kong. Hongkong jest generalnie bardzo górzysty (dlatego też chętnie bym tam wróciła dla samych wędrówek, chociaż jak teraz patrzę w Internetach, góry nie są aż tak wysokie jak w moim odczuciu). Podczas naszej wizyty, z zakwasami dnia poprzedniego po konkretnej ilości schodów w Ten Thousand Buddhas Monastery, wspinaczka na szczyt nie wchodziła jednak w grę. Cierpliwie odstaliśmy ponad półtorej godziny (!), aby dać się wciągnąć na górę. Trzeba dodać, że kolejka jest atrakcją samą w sobie, gdyż miejscami wznosi się (a w drodze w dół opada) pod kątem 27 stopni. Lokalny uniwerek przeprowadził nawet badania, które udowodniły, że ludzie jadący kolejką ulegają iluzji optycznej pochyłych budynków. Peak Tram jest nie tylko transportem turystycznym, ale ma swoją długą historię w służbie mieszkańcom żyjącym na zboczu góry.

Chiny, Hongkong, wjazd Peak Tram na Victoria Peak - kolejką na szczyt Wiktorii

Chiny, Hongkong, wjazd Peak Tram na Victoria Peak – kolejką na szczyt Wiktorii

Widok z góry, jak łatwo się domyślić, jest niesamowity! Musi wyglądać jeszcze lepiej po zmroku, kiedy całe miasto w dole jarzy się światłami neonów. Wspaniała panorama była czymś czego się spodziewałam, nie sądziłam jednak że na szczycie ujrzę.. galerię handlową. To się nazywa podejście do klienta. Kiedy oczy nasyciły się widokiem, postanowiliśmy zjechać na dół (jedyne 15 minut czekania w kolejce) i spędzić resztę dnia bujając się po ulicach Hongkongu.

Chiny, Hongkong, widok na miasto z Victoria Peak

Chiny, Hongkong, widok na miasto z Victoria Peak

Chiny, Hongkong, widok na miasto z Victoria Peak

Chiny, Hongkong, widok na miasto z Victoria Peak

Nieopodal stacji kolejki warto zajrzeć do żółciutkiej katedry świętego Jana Ewangelisty (kościół anglikański), najstarszej na dalekim wschodzie. Zwróćcie uwagę na piękne witraże! Ciekawostką jest, że teren na którym stoi świątynia jest jedynym obszarem własnościowym w całym Hong Kongu. Każdy inny skrawek ziemi, w tej specjalnej części Chin, jest dzierżawiony.

Chiny, Hongkong, St John's Cathedral - Katedra św. Jana

Chiny, Hongkong, St John’s Cathedral – Katedra św. Jana

Chiny, Hongkong, wnętrze St John's Cathedral - Katedry św. Jana

Chiny, Hongkong, wnętrze St John’s Cathedral – Katedry św. Jana

Będąc w mieście, nie sposób nie zwrócić uwagi na Mid Level Escalators czyli w dosłownym tłumaczeniu schody ruchome średniego poziomu. Co to za wynalazek? W odpowiedzi na ogromne problemy zakorkowanych wąskich uliczek miasta, szczególnie pomiędzy ścisłym centrum a jego obrzeżem, rząd wyłożył pieniądze na budowę systemu ruchomych schodów i platform, na których ruch pieszy odbywa się ‚piętro wyżej’ nad poziomem chodnika/jezdni. Z tego co czytam, niewiele to pomogło, ale jest całkiem wygodne. Dzień zakończyliśmy wizytą na nocnym markecie sprzedającym mydło, powidło i podróbki.

Chiny, Hongkong, Mid-Level Escalator czyli piętrowe chodniki

Chiny, Hongkong, Mid-Level Escalator czyli piętrowe chodniki

Chiny, Hongkong, mistrzowie reklamy

Chiny, Hongkong, mistrzowie reklamy

Nie dane nam było psychicznie odpocząć od kolejek, gdyż kolejnego dnia, historia się powtórzyła. Tym razem tkwiliśmy, sama już nie wiem jak długo (godzina to minimum!), w kolejce do kolejki linowej Ngong Ping 360, aby dostać się do klasztoru Po Lin Monastery na wyspie Lantau. Oczywiście, że można się tam dostać w bardziej przyziemny sposób, ale wiązałoby się to ponownie z dłuższym marszem pod górę. Chociaż nasze nogi pewnie by to zniosły, to zwyciężyło moje zamiłowanie do widoków z góry. Na szczęście opłacało się gnić w kolejce. Zobaczcie sami, 25 minut takich widoków, góry, woda i lotnisko!

Chiny, Hongkong, wyspa Lantau, Ngong Ping 360 - powietrzny tramwaj do Po Lin Monastery

Chiny, Hongkong, wyspa Lantau, Ngong Ping 360 – powietrzny tramwaj do Po Lin Monastery

Chiny, Hongkong, wyspa Lantau, Ngong Ping 360 - powietrzny tramwaj do Po Lin Monastery

Chiny, Hongkong, wyspa Lantau, Ngong Ping 360 – powietrzny tramwaj do Po Lin Monastery

Po Lin Monastery jest jedną z najważniejszych siedzib mnichów w Hongkongu. Najbardziej słynie jednak z ponad 30 metrowej, wykonanej z brązu figury siedzącego Buddy Tian Tan, umieszczonej na szczycie. Do samego posągu trzeba wdrapać się po schodach, ale ponownie widok na okalające góry jest wystarczającą nagrodą. Singapur, w którym mieszkam dzielnie buduje wizerunek miasta w ogrodzie, ale szczerze mówiąc hongkońskie miasto w górach bardziej mi się podoba w tej kwestii (pomijając, że przyszło im to naturalnie). Ile bym dała, żeby mieć kilkanaście minut metrem do takich widoków!

Chiny, Hongkong, wyspa Lantau, Po Lin Monastery (klasztor Po Lin), statua Tian Tan Buddy (Big Buddha - Duży Budda)

Chiny, Hongkong, wyspa Lantau, Po Lin Monastery (klasztor Po Lin), statua Tian Tan Buddy (Big Buddha – Duży Budda)

Chiny, Hongkong, wyspa Lantau, Po Lin Monastery (klasztor Po Lin), statua Tian Tan Buddy (Big Buddha - Duży Budda)

Chiny, Hongkong, wyspa Lantau, Po Lin Monastery (klasztor Po Lin), statua Tian Tan Buddy (Big Buddha – Duży Budda)

Chiny, Hongkong, wyspa Lantau, Po Lin Monastery (klasztor Po Lin), ogromne kadzidła

Chiny, Hongkong, wyspa Lantau, Po Lin Monastery (klasztor Po Lin), ogromne kadzidła

Oprócz Dużego Buddy, cały teren kompleksu świątynno-klasztornego na wyżynie Ngong Ping wart jest rzucenia okiem. Dla nas był to ostatni przystanek hongkońskiego wypadu, ostatnie spojrzenie z okien kolejki i już byliśmy rzut kamieniem od lotniska.

Hongkong w środku, czyli w mieście to taki trochę bardziej chiński Singapur, brudniejszy i mniej zielony, z jeszcze mniejszą ilością przestrzeni dla ogromnej ilości ludzi. Wiąże się to dla nich z życiem w mikroskopijnie małych mieszkaniach, do których i tak prawie się nie wraca z uwagi na wielogodzinną pracę. Pokoje hotelowe są maciupkie, więc radzę zwrócić na to uwagę jeśli ktoś potrzebuje salonów. Z każdym krokiem na zewnątrz miasta podobało mi się tam coraz bardziej, góry i przestrzeń to zdecydowanie coś co tygryski lubią najbardziej.

Chiny, Hongkong, znalezione w podziemnym przejściu :) ("Świat jest jak książka, a Ci, którzy nie podróżują czytają tylko jedną stronę")

Chiny, Hongkong, znalezione w podziemnym przejściu :) („Świat jest jak książka, a Ci, którzy nie podróżują czytają tylko jedną stronę”)

Powrót do Singapuru odbył się już na szczęście bez większych rewelacji, a ja już zaczynałam przebierać nogami na myśl kolejnej, zaplanowanej eskapady.

4 comments

    1. Dziękuję bardzo za miły komentarz. Miałeś już okazję zwiedzać Azję? Mieszkam już jakiś czas w tej części świata i wciąż mnie zaskakuje.

      Polubienie

    2. Niestety i małe są szanse żebym kiedykolwiek miał. Tym bardziej fajnie że można u Ciebie się ciekawych rzeczy dowiedzieć z tej strony świata.

      Polubienie

    3. Cieszę się, że moje opowieści potrafią trochę przybliżyć ten azjatycki świat :) Na szczęście małe nie są zerowe, a nóż widelec kiedyś się uda? Od czegoś w końcu są marzenia! :) Patrząc na Twojego bloga ja chętnie bym zamieniła na chwilę te azjatyckie klimaty na nasze polskie góry.

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.