こんにちは (kon’nichiwa)! [Cześć!]
Japonia nigdy mnie nie fascynowała. Zmieniło się to w momencie, gdy pierwszy raz ją odwiedziłam. Kraj kontrastów – z jednej strony ekstremalnej uprzejmości i powściągliwości, z drugiej zaś niesamowitych dziwactw, w którym każdy swobodnie wyraża siebie, w czasem ekstremalny sposób. Kwitnąca wiśnia, kimona, manga, karate, Yakuza, Hiroszima i Nagassaki, dziwne wynalazki, erotyczne gadżety, długowieczność, trzęsienia ziemi, punktualne i superszybkie pociągi – można wymieniać w nieskończoność, ale wiedza zaczerpnięta z książek, telewizji i internetów często jest ogromnym spłyceniem tego, co można zobaczyć na miejscu. Japonią łatwo się zachłysnąć, zafascynować tak, że kusi by wracać tam znów i znów. Ceny skutecznie zniechęcają. Bo jak tu nie splajtować mając w ofercie Kitkaty w najróżniejszych smakach i sushi z ramenami na każdym kroku? Mimo wszystko, trzeba pojechać, chociaż raz w życiu!
miejsce | Tokio – Kyoto – Nara |
czas | kwiecień/maj 2014 |
pogoda | wiosennie przyjemniej |
tam | SIN [✈ Scoot] NRT |
z powrotem | NRT [✈ Singapore Airlines] SIN |