MELACCA (MELAKA)

Sens w bezsensie – Malezja, Melacca

Rzadko zdarza mi się jeździć na wycieczki, w których nie maczałam nawet organizacyjnego palca. W tej części świata, póki co, nie jestem jeszcze za bardzo obeznana, więc planowanie transportowo-zakwaterowaniowe zostawiam innym, co najwyżej udzielam się w kwestii „co robić jak już będziemy na miejscu”. Nasz wypad do Malezji nie miał jednak szans na wielkie zwiedzanie/rekreację, bo cały plan czasowy był zły, ale od początku.
Krótki, weekendowy wypad za granicę Singapuru, był kolejnym grudniowym pomysłem. W grę wchodziła najbliższa Malezja lub Indonezja. Po kilku zwrotach akcji stanęło ma Melace (Melaka/Malaka/Malakka/Malacca/Melacca –> co kraj to pisownia) w Malezji. Z polskim paszportem wiza nie jest tam potrzebna, co nie zmienia faktu, że wraz z odprawą celną przybyło mi pieczątek w paszporcie. Z Singapuru autobusem można się tam dostać w jakieś 4-5h. Plan: wyjechać wcześnie rano w sobotę, wrócić późno w niedzielę. Ktoś-tam coś-tam musi załatwić, więc wyjeżdżamy koło 10.00. Z północnej stacji MRT zwanej Kranji bierzemy autobus CW1, który przewozi nas przez granicę do najbliższego miasteczka po drugiej stronie, Johor Bahru. Po drodze jednak z autobusu 2 razy trzeba wysiąść. Najpierw, by opuścić Singapur – szybkie sprawdzenie dokumentów i po drugiej stronie budynku autobus już czeka, by jechać dalej. Następnie krótka trasa mostem przez wodę między krajami (zakorkowany niemożliwie..) i kolejna odprawa celna, tym razem wjazd do Malezji (kolejki olbrzymie..). Docelowo autobus zabiera nas w końcu na swojsko wyglądający dworzec autobusowy. Pierwszy kontrast? Zniknęły wymuskane wieżowce Singapuru, pojawiły się małe chaty i budynki nieotynkowane od lat. W Johor Bahru mnóstwo przewoźników oferuje transport wgłąb Malezji. Znajdujemy ofertę do Melaki, niestety Czytaj dalej..

do trzech razy sztuka! – Malezja, Melaka, part I

Sąsiadująca z Singapurem Malezja jest niesamowicie różnorodna. W moim osobistym odczuciu, bije na głowę pobliską Tajlandię, którą tłumnie szturmują wycieczki biur podróży. To właśnie z Malezją zaczęły się na dobre moje podróżniczo-turystyczne przygody „za granicą”. Pamiętny wypad do Melaki, organizacyjny niewypał, przez który nie zwiedziliśmy praktycznie nic opisałam wieki temu tutaj. 3,5 roku później, sprawy zawodowe znów przywiodły mnie do tego miasta i.. po raz kolejny nic nie udało mi się zobaczyć, po za hotelowym pokojem i salą konferencyjną, w której odbywał się kongres. Klamka jednak zapadła – czas na porządną eksplorację Wenecji Wschodu!

Minęły 3 miesiące, gdy w piątkowy wieczór, wraz z Magdą, wsiadłyśmy do autobusu jadącego bezpośrednio z Singapuru do Melaki. Weekend powinien wystarczyć na zwiedzenie historycznego centrum, które od jakiegoś czasu figuruje na liście światowego dziedzictwa UNESCO, a to za sprawą niesamowitej, historycznej mieszanki kultury europejskiej i azjatyckiej. Portowe miasteczko, w którym swoje ślady odcisnęła kolejno portugalska, holenderska i brytyjska kontrola, jest dość kompaktowe – idealne do zwiedzania pieszo bądź rowerem.

Podróż z Singapuru trwa ok. 4h, wszystko zależy jak czytaj dalej..

 

do trzech razy sztuka! – Malezja, Melaka, part II

Niedzielę weekendowego wypadu do Melaki w Malezji rozpoczęłyśmy na piechotę. Po dniu przepełnionym europejskimi wpływami, czas zobaczyć więcej Azji! Świątynia Poh San Teng Temple u podnóża Bukit Cina (Wzgórze Chińskie) posłużyła nam jako brama wejściowa na ogromny obszar chińskiego cmentarza. Na terenie nekropolii znajduje się ponad 12 tysięcy nagrobków, z najstarszymi datowanymi na czasy panowania dynastii Ming w Chinach. Uznaje się ją za największe miejsce spoczynku Chińczyków po za granicami ich kraju. Wydreptana ścieżka, przez delikatnie zalesiony obszar, prowadzi na szczyt obok okazałych, choć często zaniedbanych, nagrobków i grobowców. Nie dotarłyśmy jednak na górę, bo po kilkunastu minutach salwowałyśmy się ucieczką przed czytaj dalej..