Mówią, że lepiej późno niż wcale. Do mojego obecnego mieszkania wprowadziłam się w grudniu, za miesiąc się wyprowadzam, więc rzutem na taśmę zdążyłam jeszcze obfotografować okolicę, bo jest dosyć niezwykła. Osiedle, na którym znajduje się mój blok, nazywa się Pandan Valley, od pandanu – roślina, która wchodzi w skład moich ulubionych lokalnych deserów.
Idąc dalej, a właściwie bliżej, mieszkam w bloku numer 4 o swojsko brzmiącej nazwie „Eugenia”.
Wiecie, że nie lubię wind, prawda? Nadal nie lubię, ale muszę przyznać, że ta w moim bloku jest stylowa – przypomina mi widziane na filmach bogate hotele 50-60 lat wstecz.
Najciekawsze jednak zaczyna się tuż za osiedlem. Mniejsze osiedla, domki i domeczki stoją w dzielnicy motylkowej. Nie wiem jaka jest historia, dlaczego motylki, a nie na przykład kwiatki, nie mniej jednak robi wrażenie. Każdy chodnik, zamiast szarawego betonu pomalowany jest na żółto, z kolorowymi motylami. Podobnie na znakach informacyjnych z nazwami ulic przysiadły ten sympatyczne owady.
Na końcu motylkowej dzielnicy znajduje się Ghim Moh market, czyli zwyczajny targ. Są warzywa i owoce w normalnych cenach (nie to co w markecie), odzież made in China i małe budki oferujące mydło i powidło.
Po przeciwnej stronie dzielnicy znajduje się jeden z lokalnych supermarketów sieci Cold Storage. Ten koło mnie nosi wdzięczną nazwę..
.. Jelita. Więc swojsko odmieniam sobie, że idę na zakupy do Jelit albo ze jestem w Jelitach po zakupy.
Singapur szykuje się na swój National Day, który przypada w drugim tygodniu sierpnia. Można się poczuć trochę jak w Polsce, barwy te same, tylko ktoś odwrotnie te flagi pozawieszał i jakieś białe mazgaje na czerwonej części się pojawiły.
Z okazji National Day jest parada i pokazy, ale dostępne tylko dla Singapurczyków, którzy muszą kilka miesięcy wcześniej zgłosić się na loterię, żeby mieć szansę w ogóle dostać bilet na trybuny tego wydarzenia. Kilka tygodni wcześniej zaczynają się próby, na które też losowane są bilety. Nic jednak dostępnego dla przyziemnego emigranta, podobno z daleka coś widać, więc może w przyszłym tygodniu podjadę zobaczyć.
W dniu finalnego wydarzenia nie będzie mnie w Singapurze, nie będzie mnie też dzień wcześniej, kiedy przypada święto państwowe z okazji ostatniego dnia ramadanu, podobnie jak w weekend przypadający później. I tutaj wyjaśnia się zagadka migracji mojego paszportu z portfela.