Month: Sierpień 2021

dwa w jednym – Turcja, Stambuł

Delegacją do Turcji i Niemiec, zakończoną krótkim urlopem w Polsce, rozpoczął się dla mnie szalenie intensywny rok (mowa tu o 2019). Comiesięczne, głównie służbowe, podróże do Europy, przeplecione trzema krótkimi urlopami po Azji, zmęczyły mnie fizycznie i psychicznie bardziej, niż sądziłam podczas planowania. Pamiętam jak z ulgą przywitałam październik, pierwszy miesiąc od stycznia, w którym nie musiałam nigdzie lecieć ani jechać – co za ulga pobyć dłuższą chwilę w domu! Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, prawda? Teraz wiele bym dała by móc swobodnie polecieć za Singapur i spokojnie do niego wrócić. Jednak za szaleństwem z 2019 nie tęsknię, bo chociaż nie sądziłam, że to w ogóle możliwe w moim przypadku, zaczynałam mieć dosyć latania, lotnisk, statków, hoteli i bagaży..

Praca w międzynarodowej firmie otwiera wiele możliwości podróżowania służbowego. Najczęściej latałam jednak do Niemiec (a tuż przed COVIDem do Danii), dlatego ucieszyła mnie prośba współpracowników z tureckiego oddziału o wygłoszenie referatu na sponsorowanej przez firmę konferencji w Ankarze. Biuro firmy znajduje się jednak w Stambule i to tam miałam skierować się najpierw, by następnego dnia wraz z resztą delegacji udać się do miasta docelowego. Patrząc z perspektywy czasu, ten przystanek w stolicy wcale nie był, z punktu widzenia biznesowego, potrzebny, ale gościnni koledzy chcieli koniecznie mi ją pokazać i sprawić, że podróż do Turcji będę miło wspominać.

O to nie musieli się martwić, bo chociaż ich kraju nie wymieniłabym pewnie w pierwszej grupie miejsc, które chcę odwiedzić, to podobnie jak w przypadku Indii – w momencie, w którym dojrzałam jego wspaniałości naocznie, miałam ochotę na zdecydowanie więcej. Dlatego też nie kupiłam praktycznie żadnych trwałych pamiątek z tej podróży, tak jak bym tam nie byłam, więc trzeba koniecznie wrócić!

Zaczynamy więc w Stambule, na lotnisku, nieświadomie otwierając kulinarne szaleństwo tradycyjnym tureckim zestawem: Simit i Çay czyli obwarzanek i herbata. To chyba pierwszy wyjazd, w którym zdjęć jedzenia mam prawie tyle co zdjęć ze zwiedzania.

Stambuł_01_50_size_watermark

Turcja, Stambuł, Simit i Çay

Miło się zaczęło, wyciągnęłam zimowe ciuchy i się przebrałam (luty!), ogarnęłam adres hotelu i dałam znać Ahmetowi (kolega z firmy), że wylądowałam – planowałam chwilę odpocząć i mieliśmy spotkać się wczesnym popołudniem. Pierwszy etap niestety się opóźniał, bo taksówkarz co rusz ładował nas w nowy korek, nie wiedząc jak zjechać, chociaż budynek hotelu 2 razy widzieliśmy już z okien. Na szczęście nie był to trik na wyciągnięcie ode mnie większej ilości pieniędzy za kurs, kiedy w końcu zatrzymaliśmy się na podjeździe, dodatkowe kilometry zostały odjęte od rachunku. Trudno się mówi, szybki prysznic, krótka drzemka na wyciągnięcie nóg po wielogodzinnym locie i czas zobaczyć co dla mnie zaplanowali. To też dla mnie nowe doświadczenie – zwykle to ja planuję i ogarniam zwiedzanie, a tutaj jak dziecko we mgle podążałam za moim kolegą, ale to najlepszy rodzaj przewodnika jaki można sobie wyobrazić – osoba lokalna! Myślę, że większości rzeczy bym nie spróbowała, gdyby mi ich nie przedstawił.

Od początku zostało mi uświadomione jak ważną częścią tureckiej kultury, oprócz gościnności, jest jedzenie i picie. Już na pokładzie promu przez cieśninę Bosfor, która rozdziela azjatycką i europejską część Stambułu został mi zaserwowany sahlep – pyszny, rozgrzewający napój na bazie mleka i mączki ze sproszkowanych bulw storczyka, z cynamonem. Mi przypominał trochę rzadki budyń. Wracałam do niego jeszcze dwa czy trzy razy podczas moich kilku dni w Turcji, a nawet zabrałam ze sobą kilka saszetek instant do przygotowania w domu.

Stambuł_02_50_size_watermark

Turcja, Stambuł, Sahlep na pokładzie promu przez cieśninę Bosfor

Ledwie zeszliśmy z łodzi, czas na szybki lunch i zapoznanie się z lokalnym jedzeniem ulicznym (street food): balık ekmek serwowany tuż przy brzegu, to kanapka z tureckiego pieczywa (przypominającego bagietkę), pełna cebuli i sałaty z grillowaną makrelą – o mamo, ale pyszne! Ślinotoku dostaję na same wspomnienia. Wiele osób raczyło się do tego czerwonawo-różowym napojem z kiszonymi ogórkami w środku – z uwagi na te ostatnie podarowałam sobie zapoznanie się z jego smakiem.

Stambuł_03_50_size_watermark

Turcja, Stambuł, Balık Ekmek nieopodal przystani

Wracając jeszcze na chwilę do faktu, że musieliśmy skorzystać z promu by dotrzeć do wielu atrakcji miasta – Stambuł jest jedyną metropolią na świecie, która leży na dwóch kontynentach. Tylko niewielki procent Turcji wchodzi w skład Europy – większość znajduje się w Azji. Zaraz, Zaraz.. Bizancjum, Konstantynopol.. Dla mnie to głównie hasła z lekcji historii, którymi nigdy nie udało się ani nauczycielom ani mojemu świętej pamięci tacie, entuzjaście historii starożytnej, wzbudzić we mnie ciekawości. A przecież to wszystko działo się tutaj! Może gdyby kiedyś zestawiano taką odległą historię z czasami nowożytnymi i współczesną geografią, to moja wiedza byłaby w lepszym stanie? Cóż, na szczęście czego nie nauczyłam się w szkole, wraca do mnie wraz z podróżami, a najczęściej już po nich, kiedy doczytuję, gdzie ja właściwie byłam, by zgrabnie ująć to w notce.

Spacer zaczęliśmy od Mısır Çarşısı – Bazaru Egipskiego, sprzedającego mydło i powidło, pamiątki i przekąski. Zwłaszcza od tych ostatnich nie mogłam oderwać wzroku, jednak warto było skierować go do góry – sufit jest pięknie zdobiony i nadaje niesamowitego charakteru. 

Stambuł_04_50_size_watermark

Turcja, Stambuł, Mısır Çarşısı (Bazar Egipski)

Stambuł_05_50_size_watermark

Turcja, Stambuł, Mısır Çarşısı (Bazar Egipski), przysmaki

Jedną z najpopularniejszych atrakcji jest Ayasofya czyli Hagia Sophia, monumentalny budynek, który pokazuje, że nie zawsze trzeba burzyć i tworzyć od zera, żeby zmienić jego funkcję. Jego główna bryła przyjęła swój kształt już w VI wieku, będąc przez lata otaczana innymi konstrukcjami i poddawana niekończącym się zmianom wystroju wnętrza, będąc najpierw kościołem (wliczając dwie pierwsze wersje, które spłonęły w tym miejscu w V i VI wieku), później meczetem (z dobudowanymi minaretami), by ostatecznie stać się muzeum – a przynajmniej w momencie, w którym tam byłam, bo od 2020 roku, został przywrócony mu status meczetu, co wzbudza ogromne kontrowersje, a za wszystkim stoi klasyczne mieszanie polityki i religii. Mnie zastanawia co stanie się ze zdecydowanie chrześcijańskimi malowidłami i mozaikami na ścianach? Znów zostaną przykryte tak jak zachowały się przez setki lat? Po raz kolejny mogą tego nie przetrwać.

Stambuł_06_50_size_watermark

Turcja, Stambuł, Ayasofya (Hagia Sophia)

Stambuł_07_50_size_watermark

Turcja, Stambuł, główny ołtarz Ayasofya (Hagia Sophia)

Stambuł_08_50_size_watermark

Turcja, Stambuł, mozaika Deesis w Ayasofya (Hagia Sophia)

Stambuł_09_50_size_watermark

Turcja, Stambuł, z Ahmetem przed Ayasofya (Hagia Sophia)

Meczetów w pobliżu nie brakuje, na czele z charakterystycznym Sultan Ahmed Camii – Meczetem Sultana Ahmeda, zwanym Błękitnym Meczetem. Ta XVII wieczna budowla jest jednym z ostatnich, ale umieszczanych w gronie najwspanialszych, przykładów okresu klasycznego sztuki islamskiej w Turcji. Niestety czas nie pozwolił nam zobaczyć go od środka.

Stambuł_10_50_size_watermark

Turcja, Stambuł, Sultan Ahmet Camii (Meczet Sułtana Ahmeda zwany Błękitnym Meczetem (Blue Mosque))

Bizantyjskie pozostałości można śledzić nie tylko na powierzchni, ale i pod ziemią. Yerebatan Sarnıcı, Zatopiona Cysterna/Cysterna Bazyliki zwana też Pałacem Jerebatan, miała dostarczać wodę do pałacu cesarskiego w VI wieku, gdyby woda z bezpośrednich akweduktów (znów kłaniają się lekcje historii) została odcięta lub zatruta. Ten podziemny zbiornik na wodę, przez pewien czas uległ nawet zapomnieniu i dopiero w XVIII wieku przeszedł pierwszą restaurację, która pomogła zachować go do dnia dzisiejszego. Udostępniona dla turystów w 1987 roku komnata zalana jest tylko w niewielkiej części – pomieścić może nawet i 100 tys m³ wody (basen olimpijski mieści średnio 3-3.5 tys m³). Co ciekawe, do jej budowy wykorzystano ponad 300 kolumn pochodzących z różnych innych rozebranych lub zniszczony budowli, o czym świadczą różne rodzaje marmurów i ich styl, w ponad 2/3 dorycki, w pozostałych koryncki. Dwie z nich, mają w podstawie płaskorzeźbę Meduzy, wciąż nie wiadomo jednak skąd pochodzą, a legenda głosi, że cesarz kazał umieścić je jak najdalej od wejścia i rzeźbami do dołu, aby mieć pewność, że znajdą się pod wodą i nikt ich nie zobaczy. Wg mitologii greckiej, Meduza jest jedną z Gorgon – groźnych sióstr, której spojrzenie zamieniało w kamień i podobno w oczy rzeźby nie powinno się również patrzeć. Miejsce ma wspaniały klimat, z bardzo dobrze dobranym oświetleniem.

Stambuł_11_50_size_watermark

Turcja, Stambuł, Yerebatan Sarnıcı (Zatopiona Cysterna/Cysterna Bazyliki)

Stambuł_12_50_size_watermark

Turcja, Stambuł, Yerebatan Sarnıcı (Zatopiona Cysterna/Cysterna Bazyliki) rzeźba Meduzy

Chłód cysterny wzmógł jeszcze uczucie zimna, spotęgowane przez ogromną dla mnie zmianę temperatur w przeciągu ostatnich 24h, ale czym tu się martwić, gdy na każdym rogu i w każdej bramie można napić się herbaty?! Koniecznie w charakterystycznej szklance i ze spodeczkiem.

Stambuł_13_50_size_watermark

Turcja, Stambuł, Çay (herbata) na ulicy Stambułu (koniecznie w szklance ze spodkiem!)

Nieubłaganie zbliżał się czas powrotu do azjatyckiej części miasta, dlatego kierowaliśmy się na prom, przecinając jeszcze Plac Sułtana Ahmeda, z charakterystycznymi Obeliskami, w tym najstarsze dzieło sztuki w Stambule – pochodzący z XV w.p.n.e. a ustawiony w tej lokalizacji w wieku IV n.e. Obelisk Teodozjusza (Dikilitaş). W swej podróży z Egiptu stracił około 40% swojej długości, gdzie oryginalnie został wybudowany na pamiątkę zwycięstwa faraona Totmesa III w Mezopotamii (wciąż niewyobrażalne jak dawno to było..), ustawiono go więc na podstawach z brązu, a cokół przedstawia sceny z życia na hipodromie, który dawniej znajdował się w tym miejscu.

Stambuł_14_50_size_watermark

Turcja, Stambuł, Theodosius Dikilitaşı (Obelisk Teodozjusza)

Stambuł_15_50_size_watermark

Turcja, Stambuł, zbieżność językowa (Zabıta to po turecku Policja)

Z nieustającą myślą, że mój ojciec byłyby tu w siódmym niebie, odbiliśmy od brzegu, by po odstaniu swojego w korkach (już w samochodzie) zaczerpnąć innej części sztuki – sztuki kulinarnej! Mam wrażenie, że w Turcji nie tylko nie byłam głodna, ale byłam pełna po korek 24 na dobę, a w 3 dni zjadłam ilość mięsa, którą normalnie zjadam pewnie w miesiąc. Odmówić po pierwsze nie wypadało, po drugie ciężko było, bo ślinka ciekła na sam widok lub zapach. Talerz najróżniejszych kebabów i grillowanego mięsiwa (na szczęście do podziału!), a na deser niesamowity katmer z lodami – ciasto filo (cieniutkie płaty zrobione z mąki, wody i odrobiny oleju) wypełnione kaymakiem (gęstą śmietaną na bazie kremówki i mleka bawołu domowego) i pistacjami, serwowane z lodami waniliowymi! Raj dla podniebienia to mało..

Stambuł_16_50_size_watermark

Turcja, Stambuł, Kebap

Stambuł_17_50_size_watermark

Turcja, Stambuł, Katmer

Tym telegraficznym wręcz skrótem mój czas w Stambule dobiegł niestety końca – cieszę się, że chociaż tyle mogłam zobaczyć. To jeszcze nie koniec wyprawy, następnego dnia rano wylecieliśmy do Ankary. O tym jednak w następnym poście.