Month: Styczeń 2017

herbatka u Tadka – Malezja, Cameron Highlands: akt II

Już poprzedniego wieczoru dogadaliśmy się z naszym taksówkarzem, że przed świtem dnia następnego zawiezie nas swoim wehikułem na wschód słońca na górę Brinchang (Gunung Brinchang). Najwyższy szczyt Cameron Highlands do którego prowadzi droga dojazdowa (a drugi w kolejności, jeśli chodzi o wysokość nad poziomem morza) ma wysokość nieco ponad 2000 m.n.p.m. I choć trochę się obawialiśmy i żal nam było pojazdu, to szybko zdaliśmy sobie sprawę, że nie ma się co martwić, bo nie dość, że samochód igła, to jeszcze bardzo doświadczony kierowca. Co jest więc takiego specjalnego w tym pojeździe? Otóż, Ginu (?) – imię naszego kierowcy wymawiało się ‚Dżinu’, nie mam pojęcia jaka jest poprawna pisownia – prowadzi najbardziej stylowego i zadbanego Mercedesa jakim jeździłam do tej pory. Nie jest to jednak najnowszy mercedes klasy S czy A, ale.. Mercedes 190D, model rocznik 1960! Zadbany, dopieszczony w środku, oryginalne części, a dźwięk silnika? Poezja! Z chęcią słuchaliśmy też łamanej angielszczyzny ochrypniętego głosu Ginu, który opowiadał nam historię tego samochodu, którego właścicielem jest ponad 50 lat, a zakupił go krótko po swojej emigracji z Indii. Jeśli kiedyś będziecie w okolicy potrzebowali transportu, wypatrujcie tego charakterystycznego samochodu – wrażenia niezapomniane. Sypnijcie też Ginu dobry napiwek, oby zawsze miał wystarczająco pieniędzy, by dbać o ten wspaniały wehikuł.

Malezja, Cameron Highlands, taksówka - Mercedes 190D, rocznik 1960'

Malezja, Cameron Highlands, taksówka – Mercedes 190D, rocznik 1960′

Malezja, Cameron Highlands, taksówkarz Ginu za kierownicą Mercedesa 190D z rocznika 1960'

Malezja, Cameron Highlands, taksówkarz Ginu za kierownicą Mercedesa 190D z rocznika 1960′

Magia wschodów słońca, nie pozwala oddać ich wspaniałości słowami. Na logikę: wstajesz niewyspany w środku nocy, tłuczesz się (zwykle posiliwszy się tylko batonem zbożowym czy innym ciastkiem) ileś kilometrów, stoisz na zimnym wietrze z palcem przymarzniętym do spustu aparatu i.. zachwycasz się, że słońce znów wstaje. Wstawało, pięknie wstawało, a my gapiliśmy się w przestrzeń nie mogąc oderwać wzroku.

Malezja, Cameron Highlands, wschód słońca na szczycie góry Gunung Brinchang

Malezja, Cameron Highlands, wschód słońca na szczycie góry Gunung Brinchang

Malezja, Cameron Highlands, wschód słońca na szczycie góry Gunung Brinchang

Malezja, Cameron Highlands, wschód słońca na szczycie góry Gunung Brinchang

Zanim wróciliśmy na śniadanie, przespacerowaliśmy się także przez Mossy Forest (tłumacząc dosłownie: omszały las). Rośnie on tylko w najwyższych partiach gór w klimacie tropikalnym lub subtropikalnym. Nazywany jest również Cloud Forest or Fog Forest (pochmurny las lub mglisty las). Wszystko za sprawą wysokości, gdzie niższa partia chmur otula okolicę, nadając jej wilgotny, spowity we mgle, charakter. Środowisko wręcz idealne do wzrostu niezliczonych gatunków roślin, w tym mchów, paproci i porostów, a także najróżniejszych owadów, ptaków, gadów i płazów. Drewniane platformy prowadzą tylko jakieś 15o metrów w głąb, my jednak przeszliśmy kawałek dalej, gdzie gęstwina i plątanina korzeni wymuszała na nas szczególną ostrożność w blasku wciąż wschodzącego słońca.

Malezja, Cameron Highlands, Mossy Forest

Malezja, Cameron Highlands, Mossy Forest

Malezja, Cameron Highlands, Mossy Forest

Malezja, Cameron Highlands, Mossy Forest

Malezja, Cameron Highlands, Mossy Forest

Malezja, Cameron Highlands, Mossy Forest

Malezja, Cameron Highlands, Mossy Forest

Malezja, Cameron Highlands, Mossy Forest

Pod hotelem z rozrzewnieniem pożegnaliśmy naszego taksówkarza. Zasileni odpowiednią ilością smażonych nudli (azjatycki makaron) i tostów wyruszyliśmy na zaplanowaną wędrówkę po górskiej dżungli. Tym razem obraliśmy odwrotnych kierunek. Do tej pory zwiedzaliśmy miejsca w okolicy miasteczka Brinchang, przyszedł czas na Tanah Rata. Trasa numer #9 miała zaprowadzić nas do wodospadu Robinson (Robinson Falls). Owszem, zaprowadziła, chociaż mimo mapy i kilku zrzutów ekranu na telefonie, długo kluczyliśmy by znaleźć początek trasy. Sam wodospad też nie zachwycił jakoś szczególnie, raczej brudna woda pływająca żwawym nurtem po kilku większych kamieniach. Przy wodospadzie rozpoczyna się trasa #8, która planowo miała zaprowadzić nas na górę Berembun (Gunung Berembun), skąd trasą #3 mieliśmy zejść do rozwidlenia i dalej trasą #6, wyjść z lasu przy budynku Urzędu Leśnego, praktycznie na tyłach naszego hotelu. Przynajmniej w teorii. Trasy są wyznaczone i niby oznakowane, ale w dużej mierze idzie się na czuja. Nie ma ich jednak aż tyle, żeby się zgubić, jeśli wciąż jest się na ścieżce. Na szczycie (chyba) nie byliśmy, zeszliśmy (chyba) trasą #5, gdzieś przy polu namiotowym. Błogosławiłam treki na moich nogach, gdyż miejscami ścieżka zmieniała się w błotniste mokradła i trzeba było skakać tuląc się do drzew lub balansować na leżących konarach, by wyjść z tego suchą stopą. Dla niektórych wyprawa skończyła się praniem butów w rzece, by bez obciachu móc pojawić się w miasteczku.

Malezja, Cameron Highlands, na szlaku (nie wiadomo którym)

Malezja, Cameron Highlands, na szlaku (nie wiadomo którym)

Malezja, Cameron Highlands, wyjście z dżungli

Malezja, Cameron Highlands, wyjście z dżungli

Znaleźliśmy jeszcze siły w nogach, by podreptać na nocny market do Brinchang. Nie wysilaliśmy się jednak zbyt długo, bo na horyzoncie pojawiła się nasza ulubiona taksówka! Ginu również nas rozpoznał i kolejne minuty upłynęły na radosnych pogawędkach.

Okolica reklamuje się jako producent zdrowego i ekologicznego jedzenia, dlatego na nocnym markecie stoiska uginają się od truskawek (omnom mnom, tyle ich zjadłam) i miodów, wszelakich kwiatów i warzyw. Wszędzie wzrok atakują gadżety z symbolem lub w kształcie truskawki, która zdaje się być łatwiejsza w marketingu niż słynne pola herbaty. Gdy siatki rwały się z rąk, a my już wiedzieliśmy, że więcej truskawek moczonych w płynnej czekoladzie nie zmieści się w brzuchach, zawróciliśmy do hotelu się pakować.

Jako, że był to wyjazd tylko na długi weekend, bagaż stanowiły jedynie plecaki. Zakupione suweniry, wymogły na nas zaopatrzenie się w dodatkową torbę, którą mogłyśmy nadać do luku (nasz lot z Ipoh do Johor Bahru, miasta granicznego z Singapurem, miał bagaż nadawany w cenie). Znacie te charakterystyczne, duże, foliowe torby na zamek, zwykle w biało-czerwono-niebieską bladą kratę, tak chętnie używane do pakowania towaru przez sprzedawców na bazarach? Taka była nasza najtańsza opcja.. Zamiast charakterystycznej przeplatanki, wyróżniała się czarnym tłem w białe kropki, z nadrukowanymi truskawkami. Skoro świt, z naszą pieszczotliwie ochrzczoną, torbą wstydu, udałyśmy się taksówką (niestety nie tą ulubioną), na lotnisko do Ipoh, skąd samolotem do JB, i dwoma autobusami (do i przez granicę) do domu.

Tak, uwielbiam wypady na łono natury, a herbatę kocham jeszcze bardziej!

herbatka u Tadka – Malezja, Cameron Highlands: akt I

Chiński Nowy Rok to najważniejsze święto dla wielu mieszkańców Azji. Mnie również cieszy że świętują, gdyż z tej okazji przypadają 2 dni ustawowo wolne od pracy, co w połączeniu z weekendem daje dobrą perspektywę na krótki wypad po za granicę kraju. Jest tylko jeden problem – nie jestem jedyną, która to zauważyła. W tym okresie ceny biletów szybują wyżej niż same samoloty lub też zostają w całości wykupione na długie tygodnie wcześniej. Na szczęście sytuacja nie jest aż tak krytyczna w transporcie lądowym, którym łatwo można dostać się do pobliskiej Malezji. Idąc tym tropem postawiłyśmy na okolicę słynnych pól herbacianych Cameron Highlands.

Autobus z Singapuru do Ipoh szczęśliwie dowiózł nas do dworca, z którego odchodzą również autobusy do Cameron Highlands. Przed nami było już tylko przydługie czekanie na spóźniony odjazd i niekończące się minuty w korku. Późnym popołudniem, zza brudnych szyb przywitały nas góry, górki i pagórki. Wystarczyło czasu na szybki rekonesans najbliższego miasteczka, zanim powoli zaczął zapadać mrok. Cała okolica wzgórz Cameron Highlands jest podzielona na obszary i miasteczka, które dość płynnie przechodzą w siebie. Zatrzymaliśmy się gdzieś pomiędzy Tanah Rata a Brinchang, aby mieć blisko do obu z nich.

Od rana zaplanowaliśmy same atrakcje, zaczynając od tej położonej najdalej. Oprócz pól herbacianych, o których za chwilę, Cameron Highlands posiada wiele farm, które szczycą się swoimi wyrobami lub żyjątkami. Dominują farmy truskawek i kwiatów, w tym lawendy, przeplatane farmami warzywnymi, pasiekami i motylarniami.
Większość z powyższych każdy z nas widział już w swoim życiu, jedynie lawenda wydawała się na swój sposób wyjątkowa. Udało nam się zlokalizować lawendziarnię kilka kilometrów od naszego hotelu i po długich negocjacjach z taksówkarzem, byliśmy na miejscu. Jako że był to sezon świąteczny, do miasteczek zawitało sporo turystów, a wraz z nimi ogromne korki na wąskich, górskich drogach. Kierowca usilnie próbował wyrzucić nas w kilku innych miejscach, żeby tylko nie jechać dalej i nie przebijać się przez zatłoczoną ulicę. Gdy przejechaliśmy najgorszy zator, diabeł wstąpił w niego ponownie i szalał niczym rajdowiec. Z duszą na ramieniu dojechaliśmy do Cameron Lavender i zdecydowanie podziękowaliśmy temu naburmuszonemu gościowi za jego usługi.

Malezja, Cameron Highlands, Cameron Lavender, osobliwe doniczki

Malezja, Cameron Highlands, Cameron Lavender, osobliwe doniczki

Na farmie lawendy najwięcej było.. Truskawek i gerberów. Co prawda, odkąd mieszkam w Singapurze to nie miałam okazji zobaczyć krzaczków obsypanych tymi owocami, a moje ulubione kwiaty widuję bardzo rzadko, ale nie po to tam przyjechaliśmy. Sytuację uratowały pyszne, choć bardzo słodkie lody lawendowe i mały skwerek z tymi roślinkami.

Malezja, Cameron Highlands, Cameron Lavender - gerbery

Malezja, Cameron Highlands, Cameron Lavender – gerbery

Malezja, Cameron Highlands, Cameron Lavender - truskawki

Malezja, Cameron Highlands, Cameron Lavender – truskawki

Malezja, Cameron Highlands, Cameron Lavender - lawenda

Malezja, Cameron Highlands, Cameron Lavender – lawenda

Spławienie narwanego taksówkarza miało jeden zasadniczy minus – byliśmy jakieś 5,5 km od podnóża góry z polami herbacianymi, niecałe 9 kilometrów od ‚centrum herbacianego’. Złapanie nowej taryfy nie wchodziło w grę, byliśmy przy głównej drodze gdzieś między wsią a wsią. Pozostał marsz poboczem w upalnym słońcu. Postanowiliśmy jednak próbować szczęścia i zobaczyć czy podróż autostopem  możliwa jest w Malezji. Po jakiejś pół godzinie poznaliśmy odpowiedź, kiedy nasza czwórka radośnie ładowała się na pakę pick-upa, kierowanego przez dwóch wesołych gości. Co prawda ruch odbywał się mozolnie, bo chwilę później dołączyliśmy do ogonka zakorkowanych pojazdów, ale śmiechu było co nie miara. Nie wiem w sumie kto miał większy ubaw – my, którzy dawno nie mieliśmy okazji jechać na stopa, czy lokalni ludzie, widząc czwórkę białasów na pace.

Podziękowaliśmy za podwózkę do podnóża góry i dalej kontynuowaliśmy pieszo. Do centrum herbacianego (Sungei Palace Tea Centre) prowadzi dobrze utwardzona droga, więc nie było mowy o typowej, leśnej wędrówce w górach, ale kto by się tym przejmował, gdy dookoła takie widoki!

Malezja, Cameron Highlands, pola herbaty na zboczu góry Gunung Brinchang

Malezja, Cameron Highlands, pola herbaty na zboczu góry Gunung Brinchang

Malezja, Cameron Highlands, pola herbaty na zboczu góry Gunung Brinchang

Malezja, Cameron Highlands, pola herbaty na zboczu góry Gunung Brinchang

Malezja, Cameron Highlands, pola herbaty na zboczu góry Gunung Brinchang

Malezja, Cameron Highlands, pola herbaty na zboczu góry Gunung Brinchang

Malezja, Cameron Highlands, pola herbaty na zboczu góry Gunung Brinchang

Malezja, Cameron Highlands, pola herbaty na zboczu góry Gunung Brinchang

Malezja, Cameron Highlands, pola herbaty na zboczu góry Gunung Brinchang

Malezja, Cameron Highlands, pola herbaty na zboczu góry Gunung Brinchang

Centrum herbaciane to kilka budynków, na które składa się herbaciarnia, sklepik z lokalną herbatą, mini-muzeum z historią herbaciarstwa okolicy oraz małą, pokazową linią produkcyjną. Zmęczeni chętnie usiedliśmy na kanapie w chłodnym pokoju z ekranem, gdzie wyświetlano krótki program o firmie Boh, do której od 1929 roku należą plantacje w Cameron Highlands.

Etapy powstawania herbaty można podejrzeć wraz z przewodnikiem, ale my nie uświadczyliśmy żadnego (nikt też nie zatrzymał nas przed wejściem do budynku), więc uznaliśmy, że zwiedzanie na własna rękę jest również dozwolone. Firma Boh Teh (teh to po malajsku herbata), zajmuje się głównie wytwarzaniem czarnej odmiany. Jak można zauważyć na powyższych zdjęciach, herbata hodowlana rośnie w sięgające do pasa krzaczki. Dzika herbata potrafi osiągnąć nawet 20 m wysokości. Młody krzew potrzebuje ok 2 lata, aby jego liście nadawały się do zebrania. Nie wszystkie jednak – zrywa się tylko te rosnące od góry. Zwiędnięte listki poddaje się skręcaniu i łamaniu, aby uwolnić znajdujące się w nich soki. Kolejnym etapem jest fermentacja, a właściwie utlenianie. Liście zmieniają kolor z zielonego na miedziany, a także zyskują smak i aromat, który będzie towarzyszył napojowi. Ten ściśle kontrolowany proces trwa do 2 godzin. Po tym czasie następuje intensywne, 20 minutowe  suszenie powietrzem o temperaturze 100°C, aby zatrzymać proces fermentacji. Zawarte w liściach soki krystalizują się, a herbata przybiera znany nam z paczek czarny kolor i kruchą strukturę (wilgotność takiego produktu jest niższa niż 3%). Ostatnim etapem są wibracyjne sita, które oddzielają włókna i łodygi od liści, a także sortują herbatę w zależności od rozmiaru cząstek. Te największe trafiają do herbat sypanych, malutkie zaś, do torebek ekspresowych. Firma używa tych samych maszyn nieprzerwanie od 1935 roku.

Malezja, Cameron Highlands, zbieranie herbaty z pola na zboczu góry Gunung Brinchang

Malezja, Cameron Highlands, zbieranie herbaty z pola na zboczu góry Gunung Brinchang

Malezja, Cameron Highlands, zbieranie herbaty z pola na zboczu góry Gunung Brinchang

Malezja, Cameron Highlands, zbieranie herbaty z pola na zboczu góry Gunung Brinchang

Po nakarmieniu się wiedzą pozostało już tylko jedno – spróbować tego magicznego eliksiru! Chociaż kuszące było napicie się gorącego napoju, by w pełni rozkoszować się smakiem i aromatem, to po długiej wędrówce pod górę w upale, jedyne co mogłam przyjąć to herbata mrożona, za to w podwójnej ilości! Pyszny, chłodny smak Orchard Splash – mrożonej herbaty z mango, podbił moje serce. A na deser obowiązkowo, reklamowany w całym Cameron Highlands sernik z truskawkami! Nie smakuje może jak babciny, ale patrząc przez pryzmat azjatyckich standardów, ten w malezyjskich górach jest całkiem przyzwoity.

Po krótkim odpoczynku czas na inny ważny punkt naszej wizyty – sklep z lokalną herbatą. Ci, którzy mieli okazje mnie poznać wiedzą, że herbata ma zawsze szczególne miejsce w moim domu. Nie lubię kawy (tak, są tacy ludzie), dlatego z radością wybierałam kolejne pudełeczka i puszki, nie tylko dla siebie – rodzina i kilku znajomych w Polsce miało również okazję wypróbować tego malezyjskiego specjału (dodam tylko, że pisząc tę notkę niemal 2 lata po wizycie, wciąż popijam herbatkę z tych wzgórz). Objuczeni dodatkowymi kilogramami, rozpoczęliśmy wędrówkę w dół w promieniach schodzącego coraz niżej słońca.

Późny obiad w knajpce i szybka decyzja – idziemy jeszcze zobaczyć ogród motyli (Butterfly Garden) nieopodal! Oprócz kolorowych owadów, hodowane były różnego rodzaju inne gady, płazy i robaki – większość z nich lepiej spotkać tylko w takim mini-zoo, a nie na swojej drodze.

Malezja, Cameron Highlands, Butterfly Garden - żuczek

Malezja, Cameron Highlands, Butterfly Garden – żuczek

Malezja, Cameron Highlands, Butterfly Garden - motyl

Malezja, Cameron Highlands, Butterfly Garden – motyl

Malezja, Cameron Highlands, Butterfly Garden - kokony

Malezja, Cameron Highlands, Butterfly Garden – kokony

Malezja, Cameron Highlands, Butterfly Garden - motyl

Malezja, Cameron Highlands, Butterfly Garden – motyl

Malezja, Cameron Highlands, Butterfly Garden - kameleon

Malezja, Cameron Highlands, Butterfly Garden – kameleon

Spacerkiem do Brinchang na kolację (tradycyjny, opalany węglem steamboat – rodzaj dania, gdzie na środku stołu stawiana jest misa z wiecznie wrzącą zupą, a biesiadujący mają do wyboru najróżniejsze rodzaje surowych warzyw, mięs, ryb i owoców morza, które trzeba sobie samemu w tej zupie ugotować i wyłowić) i wypadało wracać do hotelu na regeneracyjnego drinka i sen. Nie zawsze jednak łatwo kupić alkohol w muzułmańskiej Malezji, ale z pomocą przyszedł nam najlepszy taksówkarz na świecie, którego pojazd podbił nasze serca. O nim i o dalszym eksplorowaniu malowniczej okolicy Cameron Highlands, następnym razem.