stolica państwa krzaczków – Chiny, Pekin, akt I
Długiego, singapurskiego weekendu nie można było zmarnować na siedzenie w domu. Odkąd wróciłam z Polski ponad 2 miesiące nie wychylałam nosa z Singapuru. Mój niedobór podróży jest tym większy, że pierwsze 5 miesięcy tego roku przesiedziałam pracując nad magisterką. Początkowo miały być Filipiny, ale znajomi wystraszyli się pory deszczowej, więc postanowiłam się na nich nie oglądać i kupiłam bilety do stolicy Chin – Pekinu. I chociaż leciałam sama to na miejscu już kompletnie sama nie byłam – dzięki Nela za przechowanie bagażu, zupę i modżajto mena! Moja wyprawa o mały włos skończyłaby się jeszcze przed startem. Nie wiedzieć czemu kiepsko wyliczyłam się z czasem dojazdu na lotnisko, autobus zamulił, długa przesiadka na metro i w połowie drogi uświadomiłam sobie, że będę na styk. Gotowa do biegu przez cały terminal, mniej niż godzinę przed planowanym odlotem, wyskoczyłam z pociągu na Changi Airport, szybkim wzrokiem próbuję wyszukać mój lot na liście i.. Czytaj dalej..
stolica państwa krzaczków – Chiny, Pekin, akt II
Drugi dzień zaczął się bardzo wcześnie. O dziwo jednak, budzik o 5.00 można przywitać z entuzjazmem. Z dwóch możliwych opcji 7.00 i 8.30 postanowiłam wybrać pierwszą, dlatego wczesnym rankiem wyruszyłam na poszukiwanie przystanku autobusowego, z którego odjeżdża autobus do położonego o 80 km od Pekinu Mutianyu – u samych stóp Wielkiego Muru. Zanim jednak wyjechałam do Chin przekopałam mnóstwo stron w internecie a także mój przewodnik, żeby wybrać jedną część muru do odwiedzenia. Jak się okazuje – mur nigdy jedną całością nie był, a w czasach nowszych wiele jego elementów skończyło jako materiały budowlane dla okolicznych mieszkańców. Kusiły części niezmodernizowanego, „dzikiego” muru, jednak ze względu na słaby dojazd i kiepską kondycję fizyczną, postanowiłam wybrać trochę łatwiejszą drogę. Cichy plan zakładał, że odnowiona część, w którymś miejscu się kończy i na pewno da się postawić kilkadziesiąt kroków na dziko. Stanęło więc na Mutianyu. Naczytałam się jednak w internecie, że jest trochę zamieszania w związku z dworcem, z którego odjeżdża autobus. Cała trudność polega na tym, z metra wychodzi się tak jak na główny powiedzmy sobie, dworzec autobusowy tuż przy stacji, ale zamiast do niego wejść idzie się w prawo do pierwszego głównego skrzyżowania, a tam już w lewo i cały czas prosto, aż po lewej stronie pojawią się żółte oznaczenia peronów drugiego dworca autobusowego, a tam na samym końcu już widać przystanek autobusu 867. Dobrze być wcześniej, udało mi się.. Czytaj dalej..
stolica państwa krzaczków – Chiny, Pekin, akt III
Jest i on. Po prawie dwóch miesiącach powrócił. Przeprowadzki i delegacje mu nie służą. Dzięki niemu powracam z moją opowieścią z Chin. Witaj internecie z kabla. Chiny, dzień 3: Rano pierwsze odezwały się zakwasy. Próbowałam je jednak zignorować i kontynuować zwiedzanie: Bell Tower, Drum Tower, Summer Palace, Wioska Olimpijska i Water Cube – fantastyczny park wodnej rozrywki. Basen miał być ukojeniem dla moich zmęczonych mięśni. Dlaczego nie był, o tym za chwilę. Nie chciało mi się od rana przepychać w metrze, więc postanowiłam zrobić sobie prawie godzinny spacer pod Bell and Drum Tower, na rozruszanie nóg. Po drodze mijałam park, w którym, mimo wczesnej pory, toczyło się intensywne życie towarzyskie. Ulicą, wśród niewyobrażalnego jazgotu klaksonów, przetaczało się całe mnóstwo chińskich cudów motoryzacji. Na Bell i Drum Tower można kupić bilet łączony. Właściwie chciałam wejść tylko na Drum Tower, zobaczyć jak grają na bębnach, ale gdy dotarłam.. Czytaj dalej..
stolica państwa krzaczków – Chiny, Pekin, akt IV
W ostatni dzień Pekin przywitał mnie ulewą. Wciąż było jednak bardzo ciepło, a kiedy deszcz odpuścił na chwilę, powietrze stawało się nieznośną mieszanką wilgoci i smogu, nadając wszystkiemu odcień szarości. Nie odstraszało to jednak turystów (w tym mnie). Dalsze zwiedzanie rozpoczęłam dokładnie tam, gdzie pierwszego dnia spotkałam się z pekińską rzeczywistością. Gate of Heavenly Peace z ogromnym portretem Mao nad wejściem. Tym razem zamiast do Zakazanego Miasta, poszłam jednak w drugą stronę – na plac Tian’anmen Square – największy na świecie, publiczny plac przeznaczony do wszelkiego rodzaju wystąpień. I mimo, że żadna przemowa się nie odbywała.. Czytaj dalej..