Month: Marzec 2017

zwierzaki i widoki – Australia, Vincentia

Po kolejne, australijskie wrażenia musiałam udać się trochę bardziej na południe, dlatego wczesnym rankiem wsiadłam do pociągu relacji Sydney – Bomaderry. Miałam nadzieję zaserwować sobie dłuższą drzemkę podczas tych niespełna 3h jazdy, ale ciężko zmrużyć oko gdy za oknem takie widoki – tory prowadzą wzdłuż wschodniego wybrzeża. Warto wspomnieć też o ciekawej funkcji siedzeń w wagonie – wystarczy pociągnąć w górę i w bok rączkę przy oparciu i można zmienić jego pozycję (siedzisko pozostaje nieruchome) – jeśli chcemy, możemy w prosty sposób zawsze siedzieć „w kierunku jazdy” albo w większej grupie siedzieć na przeciwko siebie, genialne!

Australia, Sydney – Bomaderry, widok z pociągu

Australia, Sydney – Bomaderry, fotele z ruchomym oparciem w pociągu

Na stacji już czekali na mnie moi australijscy znajomi – Delwyn i Hans, którzy zabrali mnie 30km dalej do swojego domu w Vincentii – maciupkiej miejscowości (ok 3 000 mieszkańców) przy zatoce Jervis (Jervis Bay). Mój zachwyt osiągnął punkt kulminacyjny – na pozór senna mieścina wydawała mi się idealna po miesiącach spędzonych w wielkich metropoliach. Spacery zostawiliśmy jednak na później, bo po szybkim lunchu (tradycyjne, australijskie zapiekanki z mięsem – meat pie!) wsiadaliśmy na łódkę.

Australia, Jervis Bay (zatoka Jervis), płyniemy!

Mniej więcej od maja do początku listopada, przez zatokę migrują.. wieloryby! Lokalne firemki organizują więc 2-3h wypływy, aby obserwować te niesamowite zwierzaki. Oczywiście nie jest to cyrk i zwierzęta nie wyskakują z wody na zawołanie, więc jest w tym element gry, oczekiwania, wyostrzania wzroku byle tylko coś zauważyć. Ekspertami są oczywiście pracownicy, którzy nie tylko wiedzą gdzie patrzeć, ale też ciekawie opowiadają o faunie i florze zatoki, chociażby o rodzajach.. delfinów, których było na pęczki! Byłam maksymalnie podekscytowana widząc delfiny w ich naturalnym środowisku!

Australia, Jervis Bay (zatoka Jervis), delfiny!!

Australia, Jervis Bay (zatoka Jervis), delfiny!!

Australia, Jervis Bay (zatoka Jervis), delfin

Australia, Jervis Bay (zatoka Jervis), Dart Point – skały w zatoce

Niestety, tego dnia wieloryby były dość nieśmiałe i udało nam się zobaczyć tylko jednego, kiedy fantastycznie machnął ogonem nad taflą wody. W tym miejscu dała o sobie znać fantastyczna, australijska uprzejmość. Firma organizująca wycieczkę przeprosiła nas, że nie było więcej (jak można przepraszać, że dzika natura nie dała się kontrolować?!) i wręczyła wszystkim.. darmowe bilety na tą samą wycieczkę ważny przez następny rok! Ja niestety nie mogła już skorzystać, ale obsługa klienta na medal!

Mój dzień w Vincentii był zdecydowanie nastawiony na kontakt z naturą. Po przybiciu do brzegu przeszliśmy się piękną plażą (przypominam, była to końców australijskiej zimy, o leżeniu na plaży nie było mowy) i okolicznym lasem.

Australia, Jervis Bay (zatoka Jervis), plaża

Australia, Jervis Bay (zatoka Jervis), plaża

Na tym jednak nie koniec, za domem moich znajomych rozpościera się bowiem ogromne pole golfowe, idealne do spacerów (oczywiście jeśli ktoś aktualnie nie gra). Australijska fauna znów wyszła mi na przeciw, natrafiliśmy na rodzinkę.. kangurów!

Australia, Vincentia, punkt widokowy na polu golfowym

Australia, Vincentia, „pałka wodna” wersja australijska, niewodna

Australia, Vincentia, kangury!!

Australia, Vincentia, kangury!!

Fascynujące, że są miejsca, gdzie bez większego wysiłku można natknąć się na dzikie zwierzęta, które zwykle ogląda się w Zoo. Czy to nie raj na ziemi?

Czas było jednak przyzwyczajać swe myśli do rzeczywistości, która czekała na mnie za kilka godzin. Długie wieczorne rozmowy, dopchnięcie ostatnich smakołyków w walizce (lamingtony, tęsknię!) i nad ranem odebrał mnie transport na lotnisko. Jeszcze tylko ostatnie przeboje (o których pisałam tutaj) i wróciłam na singapurską ziemię ze zdecydowanym niedosytem. Australio, wrócę na pewno (z działającą lustrzanką)!

zwierzaki i widoki – Australia, Sydney i okolice: part II

Mimo wczesnej pory buzia sama się uśmiechała na widok kosza wypełniającego się kolorowymi przyborami piknikowymi i pysznym jedzeniem. Piknik! I to nie byle gdzie, a w Blue Mountains (Niebieskich Górach), jakieś 120 kilometrów od Sydney.

Australia, Sydney, przygotowania do pikniku

Pożyczonym samochodem ruszyłyśmy więc w drogę po niesamowite widoki. Blue Mountains swoją nazwę zawdzięczają ciekawemu zjawisku. Cała okolica gęsto porośnięta jest drzewami eukaliptusa, które wydzielają specyficzny, chyba każdemu znany z zapachu/smaku, olejek. Atmosfera pełna jest drobniutkich, rozproszonych cząsteczek tegoż oleju, które w połączeniu z parą wodną i kurzem rozpraszają promienie światła o krótkiej długości fali, które są głównie w kolorze niebieskim.

Australia, Blue Mountains, niesamowite widoki

W Blue Mountains łatwo można spędzić godziny i dni, dużo jest też historii o ludziach, którzy zapuścili się w głąb i słuch po nich zaginął. Z racji braku czasu zminimalizowałyśmy górskie wędrówki, czyli poszłyśmy trochę na łatwiznę. Scenic World w Blue Mountains oferuje 3 kolejki, którymi z łatwością można dostać się do punktów widokowych. Na głównej stacji można kupić łączony bilet na wszystkie z nich.

Na pierwszy ogień poszła Scenic Skyway, która zabrała nas w pobliże punktu widokowego Echo Point. W czasie krótkiego przejazdu kolejka zatrzymuje się po środku by w spokoju nacieszyć się i zrobić zdjęcia wodospadowi Katoomba. Miejscami podłoga kolejki była przezroczysta, a w większości okien nie było szyb – widok zapierający dech w piersiach. Wraz z pasażerami do wagonika wsiada pracownik parku i ciekawie opowiada o okolicy.

Australia, Blue Mountains, Scenic Skyway

Echo Point swoją popularność zawdzięcza świetnemu widokowi na góry Trzech Sióstr (Three Sisters). Aborygeńska legenda głosi, że są to zaklęte w skały trzy siostry z plemienia Katoomba, które zakochały się w trzech braciach z plemienia Nepean. Niestety zgodnie z lokalny prawem, nie mogli wziąć ślubu, ale nieustraszeni młodzieńcy postanowili obejść je siłą. Przerodziło się to w potężną walkę między plemionami. Życie sióstr było zagrożone, dlatego czarownik zamienił je w skały, by bezpiecznie przetrwały niespokojny czas. Po bitwie miał je odczarować, niestety nie przewidział, że sam w niej zginie. Siostry zostały więc zaklęte na zawsze, bo tylko on mógł odczynić czar.

Australia, Blue Mountains, Three Sisters (Trzy Siostry)

Australia, Blue Mountains, Three Sisters (Trzy Siostry)

Wróciłyśmy kolejką na główną stację, by dać porwać się następnej – Scenic Railway będącej repliką Mountain Devil (Górski Diabeł), znajdującej się kiedyś w tym samym miejscu. Co w niej niezwykłego? Przede wszystkim to, że jest najbardziej stromym pociągiem pasażerskim na świecie. Nachylenie o skromnych 52 stopniach zdecydowanie zatrzymuje oddech. Kolejka ma nawet regulowane oparcie, aby dostosować sobie stromość wrażeń. Jazda w dół była super!!

Australia, Blue Mountains, Scenic Railway

Australia, Blue Mountains, Scenic Railway, trochę stromo..

Trasy spacerowe w okolicach kolejki dostosowane są do rodzin z dziećmi, są więc platformy, ułatwienia dla wózków, a nawet antypoślizgowe pokrycia. Zdecydowanie za dużo udogodnień jak na górską wycieczkę, więc po szybkim, 10-minutowym marszu uznałyśmy, że czas wracać. Scenic Cableway, ostatnia z kolejek, wciągnęła nas z powrotem do głównej stacji. Czas jechać na piknik!

Australia, Blue Mountains, co ja patrzę!

Wybrałyśmy odległe o jakieś 3,5km Leura Cascades Picnic Area. Zanim jednak przyszedł czas na posiłek, trzeba w końcu przejść się uczciwie po górach! Zaczynają się tam bowiem krótkie trasy na punkty widokowe Kiah, Bridal Veil i Copeland. Odległości są niewielkie, a widoki niesamowite. Polecam zdecydowanie tym, którzy mają mało czasu, ale chcieliby przejść się górską ścieżką, a nie drewnianą platformą.

Australia, Blue Mountains, przydrożne znaki

Australia, Blue Mountains, wodospady w drodze na Kiah Lookout

Australia, Blue Mountains, Bridal Veil Lookout

Australia, Blue Mountains, wodospad widziany z Kiah Lookout

Kiszki grały już marsza, a słońce planowało zakończyć wkrótce swe obowiązki na ten dzień. Piknik czas zacząć!

Australia, Blue Mountains, Leura Cascades Picnic Area, piknik!

Jeszcze tylko wizyta w pobliskim miasteczku Leura, które było tak sielankowe ze swoimi małymi sklepikami i niską zabudową, że aż trudno uwierzyć, i wracałyśmy do Sydney.

Australia, Leura

Australia, Leura

Wizyta w Australii zdecydowanie zaspokajała moje kubki smakowe. Odstawiłyśmy samochód i postanowiłyśmy spędzić wieczór w pobliskim (a jakże – dość hipsterskim!) barze. Serwowali wyśmienite steki, piwo z minibrowarów, a na scenie w kącie śpiewał i grał lokalny artysta. Błogość nie do opisania. Czas jednak na dobre zostawić duże miasto za sobą, o tym jednak w następnym odcinku.

Australia, Sydney, omnommnommnom!