Naładowanie akumulatorów w Holandii wyszło całkiem pozytywnie. Udało nam się przelotem zobaczyć kilka miast i miasteczek: Alkmaar, Amsterdam, Utrecht, Hagę i Eindhoven. Sama organizacja konferencji ICPS (International Conference of Physics Students), która była głównym celem wyjazdu, nie zachwyciła, wykłady też nie. Imprezy organizowane były dość słabe, te na własną rękę dużo lepsze, kanapki na obiad, a obiad na kolację też. Ale całe dnie na rowerze, ładna pogoda, dużo zwiedzania i sielankowość holenderskich miasteczek rekompensowała wszystkie niedociągnięcia. I tradycyjne Nations Party, z możliwością wypróbowania potraw i alkoholi z całego świata (oczywiście znów wyszło, że najwięcej piją Polacy i Ukraińcy).
Wyjazd rozpoczęliśmy 2 dni przed konferencją, żeby mieć czas pozwiedzać na własną rękę. Na początek Alkmaar, gdzie skorzystaliśmy z gościnności znajomych – Maćka i Anety. I choć w miasteczku tym spędziliśmy mało czasu, spodobało mi się najbardziej ze wszystkich, które udało nam się odwiedzić. Niskie, kompaktowe domki, żadnych blokowisk, rowery, zieleń, kanały, mosty zwodzone, wiatraki i bijący spokój.
Alkmaar znane jest ze swojego targu serowego (Cheese Market – Kaasmarkt), który odbywa się w piątkowe poranki, co idealnie pasowało do naszego przedkonferencyjnego planu turystyczno-wycieczkowego. Wiele bloków serowych musi pokonać drogę wodną zanim trafią na market. Krążki dostarczone na targ są transportowane na wagę na specjalnych noszach. Zważone, zmierzone i ocenione kilogramy żółtego przysmaku, wykładane są na środku placu ku uciesze gapiów.
Następnie uderzyliśmy na kilka godzin do stolicy. Samo miasto sprawia wrażenie tłocznego (jak to stolica), ale duża ilość kanałów i zabytkowych budowli trochę uspokaja ten gwar. A w każdym zakątku widać, jak bardzo jest pro-bike, pro-gay i pro-marihuana. Właściwie nie było czasu, żeby zobaczyć którekolwiek miejsce od środka, zaliczyliśmy więc długi spacer w centrum miasta, posilając się frytkami z majonezem.

Holandia, Amsterdam, Wieża Płaczu (Schreierstoren) i Bazylika św. Mikołaja (Basiliek van de H. Nicolaas)
Nocny Amsterdam to przede wszystkim Dzielnica Czerwonych Latarni, gdzie mniej lub bardziej ubrane panie uśmiechają się zza szyb, a stężenie sexshopów i erotycznych lokali wzrasta wielokrotnie. W samej dzielnicy zdjęć robić nie można, ale tuż obok okien roznegliżowanych panienek stoi kościół, kościołowi chyba zdjęcie można zrobić, co? A że świecące na czerwono zakątki się złapały w tle to już nie nasza wina!
Jak się okazało, dzień później, kiedy mieliśmy tylko przejeżdżać przez Amsterdam, odbywałam się tam Gay Pride – parada gejowska. Wysiedliśmy więc popatrzeć przez chwilę na miasto upstrzone różowymi i tęczowymi balonikami i flagami, i na paradę odbywającą się kanałami. Mój umysł jest chyba zbyt konserwatywny w tej kwestii, bo nijak nie mogłam tego ogarnąć, zwłaszcza panów w lateksowych ciuszkach.
Ostatecznie dotarliśmy do Utrechtu, gdzie odbywał się ICPS, czyli międzynarodowa integracja z fizykami. Program, a więc referaty i wykłady wypadał blado w porównaniu z tym, czym ja się zajmuję, ale chyba od zawsze tak jest, że na fizyczne konferencje nasza sekcja jeździ raczej głosić słowo akustyczne, niż zdobywać wiedzę.
Okolica jest bardzo przyjemna i typowo holenderska – zielono i kanały. W Utrechcie znajduje się najwyższa wieża kościelna w Holandii – Dom Tower, z której roztacza się dobry widok na okolicę.
W ramach konferencyjnej wycieczki edukacyjno-kulturalnej udało mi się również odwiedzić Hagę, gdzie urzęduje holenderski parlamentu. Niestety deszcz nie odpuszczał praktycznie przez cały dzień.
Z Holandią żegnaliśmy się w Eindhoven, dając sobie jeszcze pół dnia na zwiedzanie.
Było wakacyjnie, kolorowo i sielankowo. Międzynarodowe, wesołe towarzystwo, dobra pogoda przez większość czasu i rowery, na których można wracać nawet z imprezy. Holandia, a zwłaszcza Alkmaar i Utrecht sprawiają wrażenie miasteczek, w których mogłabym zamieszkać.
A tuż po powrocie do Polski udało mi się w Sopocie pożegnać z naszym morzem, po ciemku, ale zawsze!
Amsterdam i Utecht zahaczyłem 2 czy 3 razy. Niestety tylko na chwilę, tylko w przelocie. Uwielbiam klimat holenderskich kanałów w miastach.
PolubieniePolubione przez 1 osoba