Dziękuję, do widzenia.
Na wszystko przychodzi czas. To już grubo ponad rok, odkąd mój blog www.wherever-it-leads.blogspot.com zamilkł. Na początku powód był najzupełniej błahy – wszechobecny brak czasu. Później zaczęłam zastanawiać się nad jego treścią i formą.
Kiedy zaczynałam powyższego bloga, ponad 4 lata temu, był on swego rodzaju sposobem na oswojenie myśli, że ja, dziewczyna z małego miasta, porywam się z motyką na słońce, pakuję życie w walizkę oraz kilka brązowych kartonów i przeprowadzam się sama na przysłowiowy koniec świata. Czytając teraz te wpisy, uśmiecham się pod nosem – tak, zdecydowanie był to niezapomniany okres w moim życiu. Wielu bliższych i dalszych znajomych wspierało mnie w tej decyzji, dlatego, gdy już tu dotarłam, blog pomagał pokonać różnicę czasu i położenia i wielu osobom na raz powiedzieć: jestem, żyję, pracuję, radzę sobie, a tak oto wygląda drugi koniec świata.
Po prawie 4 latach pozostało już tylko to ostatnie. Wciąż lubię pisać o podróżach i wiem, że wciąż są tacy, którzy lubią o nich czytać. Co do reszty – już nie trzeba. Przeżyłam, wciąż lubię swoją pracę, radzę sobie, a kontakty, które miały się utrzymać, wciąż się utrzymują na bardziej prywatnych platformach komunikacyjnych (nie licząc tego, że podsłuchuje nas pewnie kontrwywiad USA i co tylko).
Wherever it leads, czyli jak będzie tak będzie – już chyba wiem.
Dlatego czas na zmianę, moje zapiski z wyjazdów zmieniają adres.
Dzień dobry!
Podróżystka, pół podróżniczka, pół turystka
PS. Z biegiem czasu część notek ze starego bloga zostanie tu przeniesiona.