Wietnam ma w sobie swoisty magnes, który niesamowicie mnie przyciąga. Do tego stopnia, że odwiedziłam ten kraj ponownie, zaledwie kilka miesięcy po pierwszej wizycie i właściwie znów zastanawiam się czy by tam nie pojechać w niedalekiej przyszłości (trochę powstrzymuje mnie koszmarnie droga wiza, ale świnka-skarbonka już nad tym pracuje).
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że lwią część naszego grudniowego wyjazdu na północ tego kraju spowijały mgły, smogi (smoki) i siąpiący deszcz, a ja i tak cieszę się jak głupi do sera na samo wspomnienie. Hanoi przywitało nas zimowymi odcieniami szarości. Nie, śniegu nie było, bo nie ma on w zwyczaju padać w wietnamskiej stolicy, ale klimat późnej jesieni nieustannie nam towarzyszył.
Pierwszą przygodę zaczęliśmy od hotelu, z którego ewakuowaliśmy się po niespełna 20 minutach pobytu, podbierając tylko trochę internetu (aby znaleźć i zarezerwować inny hotel). Nie jestem gościem bardzo wymagającym, ale zdecydowanie wolę pokoje, do których zimno nie wdziera się przez niedomykające się okna, w szafie nie ma bagażu (!) poprzednich lokatorów, a regulamin hotelu nie nakazuje zatrzymania mojego paszportu na czas pobytu. Niemniej jednak uprzejmość obsługi przy anulowaniu rezerwacji sprawiła, że poczułam się autentycznie głupio z moimi ciut większymi potrzebami niż oferowany przez nich standard (w cenie pokój był też prywatny taras, na którym królowały miotły, szmaty i.. buddyjska kapliczka!) Zmarnowaliśmy po kilkanaście dolarów, które trzeba było zapłacić za pierwszą noc, ale niewielka strata, bo drugi hotel okazał się strzałem w dziesiątkę (za podobną cenę). Co prawda okno w pokoju wychodziło na korytarz, ale przy wszechobecnym smogu i chłodzie, może to i lepiej.
Po szybkim prysznicu i nieco dłuższej drzemce, rzuciliśmy się w wieczorny wir skuterów, motorynek i motorków na rekonesans okolicy i polowanie na sajgonki, zupę Pho i wietnamskie piwo. Z pełnymi brzuchami zrobiliśmy sobie też spacer na stację kolejową, rozeznać się w godzinach i cenach pociągów do Lao Cai. Wisienką na torcie wieczoru była wizyta w teatrze lalek wodnych (Water Puppet Show in Thang Long Puppet Theatre), które widziałam już w Sajgonie. Zachwycają mnie niezmiennie!
Rankiem mgło-smog nie odpuszczał, ale przynajmniej nie padało. Zwiedzanie rozpoczęliśmy historycznie – od Maison Centrale – zwanego również Hoa Lo Prison. Więzienie, założone u schyłku XIXw, kiedy to Wietnam stanowił część Indochin Francuskich, było miejscem tortur i przesłuchań wietnamskich więźniów politycznych, którzy nagrabili sobie u francuskich kolonizatorów. W czasie wojny wietnamskiej zmienili się właściciele i więźniowie – w niewoli u Wietnamczyków z północy przetrzymywani byli tu zestrzeleni (ale nie zastrzeleni) piloci amerykańscy. Muzeum podzielone jest na dwie części, po jednej poświęconej każdemu z powyższych okresów. Oprócz obrazu nędznych warunków i dowodów okrucieństwa, jakie zdolny jest zadać człowiek drugiej istocie ludzkiej, tylko dlatego, że stanęła po innej stronie barykady, widoczny jest jeszcze jeden aspekt: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Mam na myśli tutaj epizod z amerykańskimi pilotami, którzy notabene nazwali ten przybytek pieszczotliwie Hanoi Hilton. Podczas gdy międzynarodowe źródła (no dobra, Wikipedia, ale notka poparta źródłem) podają że:
The Hanoi Hilton was one site used by the North Vietnamese Army to house, torture and interrogate captured servicemen, mostly American pilots shot down during bombing raids.[15] Although North Vietnam was a signatory of the Third Geneva Convention of 1949,[15] which demanded „decent and humane treatment” of prisoners of war, severe torture methods were employed, such as rope bindings, irons, beatings, and prolonged solitary confinement.[8][15][16] The aim of the torture was usually not acquiring military information;[8] rather, it was to break the will of the prisoners, both individually and as a group.
W oficjalnej książeczce wręczonej w muzeum razem z biletem nie ma słowa o torturach, wyłania się za to obraz obozu wypoczynkowego dla amerykańskich pilotów w Wietnamie.
During the wartime in Vietnam when people faced numerous difficulties and shortages in their daily life, US prisoners of war including pilots were humanely treated by the Vietnamese Government which gave them the best possible living conditions. Captured American pilot in Hoa Lo Prison were given sufficient personal belongings including smallest things to meet their needs. In addition to treatment of their injuries, they were given periodical health check-ups and healthcare. In the prison, captured pilots were created favourable conditions for entertainment, cultural and sport activities (…)
Fakty są względne jak widać..
Po dawce ciężkiej historii udaliśmy się do Temple of Literature – Văn Miếu (świątyni literatury). Wybudowana w XI wieku świątynia poświęcona Konfucjuszowi, stała się kolebka wietnamskiego szkolnictwa wyższego, bo to właśnie w niej, otwarto pierwszy uniwersytet. Kompleks świątyń składa się z kilku dziedzińców poświęconych literaturze, literom, wychwalający wiedzę i edukację. Na końcu znajduje się sala poświęcona Konfucjuszowi i jego uczniom.
W drodze nad jezioro Hoan Kiem rzuciliśmy okiem na Flag Tower ( wieża flagowa) z XIX wieku, która przetrwała czas wojny. Jest jednym z symboli Hanoi, na szczycie którego nieustannie powiewa wietnamska flaga.
Już mieliśmy iść dalej, kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że podczas gdy my obserwowaliśmy wieżę i robiliśmy jej zdjęcia, naszym ruchom czujnie przyglądał się.. Vladimir!
Mgła i smog przybierały na sile, postanowiliśmy jednak zrobić sobie spacer dookoła jeziora (a właściwie pół-dookoła, później nasz wzrok przyciągnęły kolorowe sklepy, sklepiki, mydło i powidło po drugiej stronie ulicy, więc zamiast kontynuować rundkę udaliśmy się na pamiątkowe zakupy). Nieopodal jednego z brzegów znajduje się wysepka ze świątynią Ngoc Son, do której prowadzi piękny, czerwony most. Wystawa zmumifikowanych żółwi opleciona kadrami z historii Wietnamu nie przekonała nas do wejścia do środka.
Zanim pochłonęły nas stragany, nieopodal jeziora odwiedziliśmy jeszcze (a właściwie zobaczyliśmy tylko z zewnątrz, nie wiem w sumie czemu była zamknięta..) St. Joseph Cathedral (katedra świętego Józefa). Jedna z pierwszych budowli wzniesiona przez Francuzów w Indochinach Francuskich, wzoruje się (a jakże) na Notre Dame.
Niemniej barwne niż powyższe atrakcje, są sceny z codziennego życia w Hanoi. Gdyby fotografować każdą nietypowa sytuację, mogłoby braknąć filmu w aparacie (no dobra, brakłoby miejsca na karcie pamięci..). Często wietnamska myśl techniczna wpisuje się idealnie w powiedzenie: każdy orze jak może.
Chociaż dzień się kończył, to dla nas kolejna przygoda właśnie się zaczynała. O dwojgu takich co jeździli wietnamska koleją przeczytasz w następnym odcinku.
Super! Dzięki Twoim opowieściom Wietnam jest moim must see w tamtej części globu :)
PolubieniePolubienie
Cieszę się i zdecydowanie polecam! :)
PolubieniePolubienie
Uczę się wiele nowych słów od Twój bloga. :) Zobaczyleś więcej niż mnie Azja Południowo-Wschodnia, choćby nawet mieszkałam w Singapurze całe moja życie. Jesteś bardzo śmiała.
(Przepraszam dla jakiś błąd w komentarze!)
PolubieniePolubienie
Flora, wow! Małe błędy są, ale i tak mi zaimponowałaś! Do zobaczenia na kolejnej lekcji :)
PolubieniePolubienie