Kiedy używa się słowa wakacje, to zwykle na myśl przychodzi odpoczynek. Nie ważne czy w domu czy na wyjeździe, relaks jest bardziej niż wskazany. Stety-niestety mi osobiście rzadko kiedy się to udaje. Zwykle moje wyjazdy są zapakowane do ostatniej sekundy (bo co jeśli już nigdy tu nie wrócę?) i nie ma/szkoda czasu na robienie czegoś spokojnie.
Oryginalnie ostatni, pełny dzień przed powrotem do Singapuru mieliśmy spędzić w Hanoi. Ale jak tu siedzieć w mieście, skoro jedyne 150 kilometrów dalej znajduje się absolutnie niesamowite Halong Bay?!
Nasz nocny pociąg zawitał do Hanoi przed 5.00. Idealnie by dojść do hotelu (mieliśmy rezerwację w Hanoi na cały czas pobytu w Wietnamie, żeby nie musieć tachać ze sobą walizki w góry), wziąć prysznic, półgodzinną drzemkę, zjeść śniadanie i zostać odebranym przez busa wiozącego na przystań. Polecam rezerwowanie takiej wycieczki na miejscu w Hanoi, będzie dużo taniej. My zdecydowaliśmy się jechać wieczór wcześniej, będąc jeszcze w Lao Cai, więc nie mieliśmy wyboru i zarezerwowaliśmy online, znacznie przepłacając..
Po drodze znalazło się jeszcze trochę czasu żeby odespać, bo dopiero 3,5 godziny później byliśmy w Ha Long. Wsiedliśmy na statek, który opływał, podpływał, przepływał, obok i pomiędzy skałami wynurzającymi się z głębin. Halong Bay to ogromny obszar zatoki, na którym roi się od skał, wysp i wysepek, tworzących przepiękny, bajkowy widok. Poszczęściło nam się także z pogodą, po kilku mglistych dniach w końcu ujrzeliśmy słońce.
Z wieloma skałami wiążą się legendy lub też historie interpretujące kształt skał. Jednym z najważniejszych symboli Halong Bay są Całujące Się Skały (Kissing Rocks), reprezentujące namiętną miłość. Wg lokalnej interpretacji, przypominają one dwa kurczaki (a dokładniej kogut i kura). Niektóre opowieści wskazują jednak, że zamiast całować się, walczą. Mi przypominają raczej psa (jakiegoś bernardyna) i kota w koronie (coś w stylu grumpy cat) zaklętych w śmiertelnym pojedynku patrzenia sobie w oczy.
Na całym obszarze znajduje się kilka wiosek rybackich, a w jednej z nich, za dodatkową opłatą, można przesiąść się w łupinkę i dać się przewiosłować przez szczeliny w skałach.
Halong Bay to nie tylko skały i wysepki, ale także jaskinie. Odwiedziliśmy jedną z nich (Thien Cung Cave) i wrażenia pozostaną niezapomniane, niestety nie za sprawą stalagmitów i stalaktytów, ale kolorowych światełek, absolutnie psujących nastrój i klimat tego miejsca.
Pod wieczór wróciliśmy do Hanoi na ostatnie zakupy i wietnamskie jedzenie, a rano taksówkarz zabrał nas na otworzony 2 dni wcześniej nowy terminal lotniska, skąd bez przygód, wróciliśmy do Singapuru.
Wietnam na TAK!