wodno-plażowy mango-raj – Filipiny, wyspa Boracay: akt I

Wróciłam. Przepraszam za tę ciszę, nie jest to bynajmniej (kolejna) próba zaniechania tego bloga. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że nie próżnowałam – zbierałam materiały do kolejnych notek (czytaj: podróżowałam!). Jeden z wyjazdów zaprowadził mnie na filipińską wyspę Bohol. Zanim jednak o niej opowiem, wrócę do mojej inicjacyjnej wizyty w tym kraju – na rajskiej wyspie Boracay.

Wielokrotnie wspominałam, że daleko mi do miłośniczki plażingu. Filipiny, budzące natychmiastowe skojarzenia z piaskiem i wodą, nie plasowały się więc w czołówce miejsc do odwiedzenia. Niemniej jednak przyszedł czas zobaczyć, co kraj ten ma do zaoferowania. Postawiliśmy na Boracay – rekomendacja przyszła od pana z baru sałatkowego SumoSalad, gdzie często jadałam lunch. Jak się okazało, znajdująca się na wyspie White Beach – Biała Plaża, od wielu lat plasuje się w czołówce najpiękniejszych plaż na świecie.

Filipiny, wyspa Boracay, White Beach (Biała Plaża)

Sama wyspa nie posiada lotniska, aby się tam dostać najlepiej najpierw udać się do Kalibo, miasteczka leżącego nieopodal linii brzegowej, na 6-tej pod względem wielkości, filipińskiej wyspie Panay, należącej do zachodniej części archipelagu Visayas. My pokonaliśmy tę trasę lecąc z Johor Bahru (mojego faworyzowanego pod względem cenowym malezyjskiego lotniska znajdującego się w mieście tuż za singapurską granicą) z przesiadką w Kuala Lumpur. Później już tylko godzinka autobusem na przystań (transport można ogarnąć tuż po przylocie – stoiska przewoźników są zaraz przy wyjściu), krótka przeprawa charakterystyczną łódką, która przywodzi mi na myśl pająki i jesteśmy u celu. Łódki zatrzymują się na na różnych przystaniach wyspy, warto więc zorientować się wcześniej, z której z nich najbliżej jest do naszego ośrodka (lub skąd nas odbiorą).

Przed podróżą na Filipiny niezwykle ważne jest sprawdzenie warunków pogodowych i oczekiwanej pory roku. Nikt wszak nie chce przyjechać kiedy non-stop z nieba leje się ściana wody i istnieje ryzyko stanięcia w oku cyklonu. Przyjazd w samym środku sezonu to z drugiej strony przepychanka z ogromną ilością turystów. Nam udało się wycyrklować idealnie – środek października był już słoneczny, a plaże jeszcze niezatłoczone. Dla zwolenników imprez jest to jednak trochę za wcześnie – większość miejscowych potańcówek okołoplażowych była jeszcze zamknięta.

Filipiny, wyspa Boracay, domki przy Bulabog Beach (Plaża Bulabog)

Nie wiedząc co nas czeka, strategicznie zamieszkaliśmy w ośrodku po drugiej stronie wyspy niż słynna biała plaża. W ośrodku tuż przy Bulabog beach (plaża Bulabog) wciąż mieliśmy piasek przed domkiem, może nie tak śnieżno biały, ale głównie niezaludniony i pozwalający się zrelaksować. Dotarliśmy tam późnym popołudniem i po kilku godzinach podróży starczyło nam sił jedynie na krótki spacer zapoznawczy po okolicy i kolację w znajomo brzmiącym Los Indios Bravos Gastropub, który nie serwował może zbytnio filipińskiej kuchni, ale wracaliśmy do niego jeszcze dwukrotnie na wspaniale orzeźwiające piwo marakujowe.

Wczesnym rankiem słońce zawitało w nasze okna, więc czym prędzej ruszyliśmy eksplorować okolicę. Do sławnego bielutkiego brzegu szło się spacerkiem jedyne 10 minut, po drodze mijając wiele miejsc, w których można dobrze zjeść. Jak pewnie zauważyliście rzadko kiedy jedzenie pojawia się wśród tematów na moim blogu, ale Boracay było pierwszym wakacyjnym miejscem, gdzie zdarzało mi się wracać na posiłki w to samo miejsce. Śniadaniowo uzależniliśmy się od Lemoni Cafe and Restaurant, znajdującego się na terenie D’Mall – przyplażowego skupiska sklepów, straganów i jadłodajni. To tam pochłaniałam poranną dawkę mango, jednego z moich ulubionych owoców, który króluje na Filipinach. Jedzenie było zawsze smaczne i pięknie podane!

Filipiny, wyspa Boracay, tosty z mango i bananami w Lemoni Cafe and Restaurant

Nie tylko piasek, który zdaje się być niemożliwie jasny w promieniach słońca, ale i krystalicznie czysta woda są głównymi czynnikami plebiscytowego sukcesu Boracay. Nie pozostało nam nic innego jak tylko dać nura! To była najbardziej przejrzysta woda w jakiej miałam okazję pływać!

Filipiny, wyspa Boracay, White Beach (Biała Plaża)

Filipiny, wyspa Boracay, White Beach (Biała Plaża), :)

Filipiny, wyspa Boracay, White Beach (Biała Plaża), :)

Pławienie się i podziwianie dna morskiego tak nas wciągnęło, że nim się obejrzeliśmy słońce chyliło się ku zachodowi, a my (ku mojej radości) nawet nie zdążyliśmy dłużej poleżeć na piasku. Około 18.00 słońce chowało się już całkowicie za horyzont, a my, po spłukaniu z siebie zawartości kilku solniczek, dosłownie rzuciliśmy się na kolację.

Filipiny, wyspa Boracay, White Beach (Biała Plaża), zachód słońca

Filipiny, wyspa Boracay, White Beach (Biała Plaża), zachód słońca

Filipiny, wyspa Boracay, White Beach (Biała Plaża), zachód słońca

Zbiegiem okoliczności w czasie naszego wyjazdu przypadały moje urodziny i chociaż nie mam w zwyczaju hucznego ich świętowania, tym razem postanowiłam poczuć, że żyję – stara, ale jara. O tym jednak wkrótce.

2 comments

    1. Zgadzam się w 100%, zachody słońca chyba nigdy mi się nie znudzą, też tak masz? Wschody często są nawet piękniejsze, ale tak ciężko jest wstać przed świtem..

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.