Zanim wieczornym samolotem wróciliśmy do Singapuru (tym razem bez przygód!), ostatni dzień w Xi’an wykorzystaliśmy przede wszystkim na zakup pamiątek. Oprócz kilku drobiazgów dla rodziny i znajomych, wpadł nam w oko 50-centymetrowy wojownik armii terakotowej, który patrzy na mnie właśnie z komody.
Zanim jednak dodaliśmy kilogramów do naszego bagażu, postanowiliśmy zwiedzić Pagody Dzikich Gęsi. W różnych częściach miasta znajdują się Small Wild Goose Pagoda i Giant Wild Goose Pagoda – buddyjskie konstrukcje sakralne.
Podjechaliśmy metrem w stronę pagody Small Wild Goose Pagoda, znajdującej się na terenie Xi’an Museum. Bilet obejmujący pagodę i muzeum kosztuje 30 juanów (6SGD, 16,40PLN). Nie mieliśmy jednak wystarczająco czasu, aby zwiedzić wystawę, dlatego wdrapaliśmy się jedynie na szczyt pochodzącej z początków VIII wieku konstrukcji. W XVI wieku, okolicę nawiedziło trzęsienie ziemi – pagoda przetrwała, ale na skutek zniszczeń straciła 2 metry swojej wysokości, która obecnie wynosi 43 metry.
Niestety jej większej siostry nie dane nam było zobaczyć. Na miejscu okazało się, że Giant Wild Goose Pagoda jest w remoncie, cała pokryta rusztowaniem i zabezpieczającymi siatkami. Teoretycznie można wciąż było wejść na górę, ale wątpliwa to przyjemność, dlatego ochłodziliśmy się trochę przy pobliskich fontannach i ruszyliśmy z powrotem do centrum na.. pierogi!! Nasza druga wizyta w Three Sisters Dumplings była już rozważniejsza i zamówiliśmy mniejszą ilość pierogów (akcja z pierogami do poczytania tutaj).
Przez ponad tydzień, próbowaliśmy okiem kamery uchwycić perełki podróży – zobaczcie jak to wszystko się prezentuje:
Naszym oczom nie umykały też finezyjne podróbki znanych marek…
… ani zmagania z językiem angielski i proporcjami.
Podróż dobiegła końca. Z prowincji Shaanxi i Gansu zabieramy jednak niesamowite wspomnienia! Utwierdziłam się w przekonaniu, że znacznie bardziej satysfakcjonują mnie podróże, w których mogę podziwiać cuda natury. Te wykonane ludzką ręką również potrafią być niesamowite, ale smaku zawsze dodaje ucieczka z miasta. Moja pierwsza wyprawa do Chin kilka lat temu skupiła się na Pekinie i jego okolicach – ciekawa i otwierająca oczy na inną kulturę, nie sprawiła jednak, że chciałam koniecznie wrócić w tamten rejon. Xi’an, Zhanye i Jiayuguan pokazały mi inną twarz Chin i pragnienie, by jeszcze wrócić w chińskie góry.
Bariery językowe w takich podróżach, często da się pokonać językiem miganym i uśmiechem. Oczywiście, łatwiej by było, gdyby wszyscy mówili po angielsku, ale nigdy nie przyszłoby mi na myśl tego wymagać i przyjąć roszczeniową postawę. To ich kraj, kultura i język, a my jako przyjezdni powinniśmy się dostosować i to uszanować. Po mandaryńsku znam tylko kilka słów, ale nie zdarzyło się, żeby kreatywność nie pomogła mi w komunikacji i osiągnięciu celu.