Zeszły weekend był w dużej mierze deszczowy, ale fart mnie nie opuścił i kiedy w sobotę wybrałam się na zwiedzanie Chinatown (już bez tylu lampionów) to ściana wody uruchomiła się dopiero, gdy wracając wsiadałam do windy w moim bloku.

Singapur, Chinatown

Singapur, Chinatown, sprzedawca soku z trzciny cukrowej

Singapur, Chinatown, olej z krokodyla?!
Nie była to moja pierwsza wizyta w Chinatown, ale tym razem postanowiłam odwiedzić Buddha Tooth Relic Temple & Museum (Świątynię i muzeum Zęba Buddy). Odkryłam też kolejną zaletę faktu, że tu mieszkam, a nie przyjechałam tylko na wakacje – mam czas. Może nie mam go za wiele, patrząc na to, że zdarza mi się siedzieć w pracy dłużej, ale mogę poświęcić na przykład całą sobotę czy niedzielę, żeby zwiedzić i dokładnie obadać jedno miejsce, a nie gnać od jednego do drugiego, byle tylko w krótkim czasie zobaczyć jak najwięcej. Podoba mi się ten spokój.

Singapur, Chinatown, Buddha Tooth Relic Temple & Museum – Świątynia i muzeum Zęba Buddy
Wracając do Zęba Buddy – reliktem świątyni jest, rzekomo autentyczny ząb Buddy, który pokazywany jest publiczności tylko od wielkiego dzwonu. Sama świątynia składa się z 4 pięter i ogrodu na dachu. Wcześniej nie miałam nigdy za wielkiego kontaktu ze świątyniami innych religii, a jeśli już to były one w obrębie chrześcijaństwa, a więc strukturą przypominały mniej więcej klasyczny kościół z ławkami ołtarzem, nawami, organami. Buddyjskie świątynie są rozplanowane zupełnie inaczej. Owszem, są ołtarze, figury czy obrazy, ale sam budynek zwykle pełni dużo więcej funkcji niż tylko modlitewno-sakralną.
Na Buddha Tooth Relic Temple & Museum składa się:
- partero-piwnica, w której znajduje się restauracja wegetariańska i parking
- pierwsze piętro z dużą ilością figur i ołtarzy, będące miejscem wszelakich rytuałów
Trafiłam tam akurat na mantrowy rytuał wykonywany przez buddyjskich mnichów przed jednym z ołtarzy.

Singapur, Chinatown, Buddha Tooth Relic Temple & Museum – Świątynia i muzeum Zęba Buddy
Można też odnaleźć swojego ‚opiekuna’ – mój rocznik to wg chińskiego kalendarza rok węża, a wiec patronem jest Samantabadra Bodhisattva (jak oni zapamiętują te nazwy?!)

Singapur, Chinatown, Buddha Tooth Relic Temple & Museum – Świątynia i muzeum Zęba Buddy
W całej świątyni rozłożone są niezliczone urny na datki i co udało mi się zaobserwować, powinno się, nie do jednej wrzucić jakąś większą sumę, tylko do kilku jakieś drobniaki (jest nawet specjalne miejsce, gdzie rozmieniają 10S$ na miskę drobniaków po 10 centów). Część z nich nie jest w żaden sposób zabezpieczana co świadczy o dużej wierze w uczciwość ludzką.

Singapur, Chinatown, Buddha Tooth Relic Temple & Museum – Świątynia i muzeum Zęba Buddy
- drugie piętro – sklepik, biblioteka z literaturą buddyjską i mała galeria
- trzecie piętro – muzeum kultury buddyjskiej, bardzo nowocześnie urządzone, przechodzi się od punktu do punktu poznając najpierw historię życia Buddy, a później dalsze losy jego nauk
Kolejne miejsce z niezliczoną ilością figur, figurek, posążków, z jednym z nich można wykonać rytuał ‚umycia Buddy’ – łyżką wody oblewa się stojącą figurę. Jest też odcisk stopy Buddy.

Singapur, Chinatown, Buddha Tooth Relic Temple & Museum – Świątynia i muzeum Zęba Buddy
- czwarte piętro zaś jest miejscem do medytacji
W tle leci monotonna muzyka, można usiąść na jednej z wielu poduszek na podwyższeniu i odsunąć się od świadomości w sali ociekającej złotem, za którym schowana jest wyżej wspomniana, zębowa relikwia. Jako jedyne miejsce w tej świątyni objęte jest całkowitym zakazem robienia zdjęć.
- jest i ogród na dachu – orchidee, 10 tysięcy posążków i młynek modlitewny
Młynek taki to obrotowy walec, na którym umieszczone są mantry. Pozwala szybciej wysłać swoje modły. Umieszczony jest w pawilonie, z którego ścian patrzy na człowieka 10 tysięcy oblicz Buddy.

Singapur, Chinatown, Buddha Tooth Relic Temple & Museum – Świątynia i muzeum Zęba Buddy

Singapur, Chinatown, Buddha Tooth Relic Temple & Museum – Świątynia i muzeum Zęba Buddy, młynek modlitewny
W państwie-mieście wielu religii, zapobiegawczo lepiej jest chyba nie podpaść żadnemu z bóstw, więc przy wyjściu wrzuciłam kilka drobniaków do skrzyneczki i zapaliłam kadzidełko, z którym najpierw trzeba się pokłonić, trzymając je w złożonych rękach, a później wbić je do specjalnej misy (tak przynajmniej podpatrzyłam). Oddałam też spódnicę okrywającą moje nogi od pasa aż po kostki, bo moje spodenki okazały się za krótkie, by przestąpić próg.
W tym tygodniu w piątek przypadało święto innej religii – bodajże islamu – Hari Raya Haji. Z tej okazji był to dzień wolny od pracy. Co do religijnych powodów do świętowania, odsyłam do mądrzejszych źródeł, bo przyznaję, że nie miałam czasu poczytać. Jedno podczas dni świątecznych różni się zasadniczo od tego co znamy – wolne tutaj dotyczy tylko banków, urzędów i biur/firm (jak moja). Tzn święto mają teoretycznie wszyscy, ale sklepy, supermarkety, galerie handlowe, baseny itp. – wszystko otwarte jak w dzień powszedni.
Na deser pozostawiam historia niezapomniana.
Pierwsza z nich to wspomniany już przeze mnie na fejsbuku.. karaluch. Stworzenia te są kolejną ze zmor singapurskich. Ta opasła sztuka zainteresowała się kawałkiem mojej pyrki, która leżała na kuchence. Po pierwszych mrożących dreszczach, wszak pierwszy raz w życiu widziałam na oczy tego potwora, postanowiłam być swoim własnym bohaterem. Sięgnęłam pod zlew po spray na robactwo (przyuważyłam go tam zaraz po wprowadzeniu się, dobrze że przejrzałam te szafki wcześniej), czytam na nim, że nie używać na blaty i urządzenia kuchenne, to sięgnęłam po kija od miotły, strąciłam karalucha na podłogę (ależ one zasuwają, masakra!) i gonię go z tym sprayem, zanim schowa się pod szafkę. Spryskałam wszystko w około, ale straciłam go z pola widzenia. Dla własnego bezpieczeństwa po prostu wyszłam z kuchni, uznając że moja rola się skończyła. Chwilę później wróciła moja współlokatorka. Okazało się, że w rejonie Chin z którego pochodzi, są one bardzo pospolite, więc zupełnie się ich nie boi. Wywabiła go ze skrytki gasząc światło, a że był zamroczony po sprayu i jego odnóża straciły na prędkości, to efektownie rozdeptała go, przykrywając wcześniej gazetą. Ot cała historyja.. Także karaluchy pod poduchy, cholera jasna..
No karalucha to ja nie zazdroszcze ;) Zeszłabym na zawał
PolubieniePolubienie
Czytając zdałem sobie sprawę, że jakbym tam był sam to pewnie bym nie znalazł zapału do zwiedzania! Z tych postów wynika, że jesteś mega-zorganizowanym-polskim-robotem. Nie przynosisz nam wstydu :P
PolubieniePolubienie
Czytając zdałem sobie sprawę, że jakbym tam był sam to pewnie bym nie znalazł zapału do zwiedzania! Z tych postów wynika, że jesteś mega-zorganizowanym-polskim-robotem. Nie przynosisz nam wstydu :P
PolubieniePolubienie