Kto pamięta grudniowe roraty? Kiedy z własnej roboty lampionem (wycinanie okienek, zalepianie otworów, palców i stołu bibułą oraz ojcowski, profesjonalny montaż latarki w środku) szło się do kościoła? 2 tygodnie temu miałam okazję sobie to przypomnieć. I chociaż lampion był kupny, a na dworze temperatura o jakieś 40 stopni wyższa, to jest magia w spacerze ze światełkiem. Zwłaszcza jeśli dotyczy zakończenia Mid-Autumn Festival Celebration, czyli chińskiego odpowiednik naszych swojskich dożynek (tak przynajmniej udało mi się wywnioskować).
Przez około miesiąc świętowania tego wydarzenia całe Chinatown i nie tylko, przystrojone jest lampionami (inna nazwa festiwalu to Chinese Lantern Festival), je się specjalne ciastka – mooncakes (kolejna, wymienna nazwa festiwalu to Moon(cake) Festival) – początkowo myślałam, że chodzi o chińskie ciasteczka z wróżbą, jednak mooncakes są specjalnymi ciastkami, bardzo słodkimi, tradycyjnie z lotosem (ale widziałam przeróżne wersje smakowe) – a także odbywają się różne występy muzyczno-artystyczne, trochę jak polskie festyny. Samym ciastkom towarzyszy też legenda, próbował mi ją wytłumaczyć kolega z pracy, ale coś ciężko mu szło, więc jak będę miała chwilę to doczytam i się z Wami podzielę.
Wydarzeniem wieńczącym festiwal jest Mass Lantern Walk, czyli masowy spacer z lampionami, podczas którego dzieci i dorośli pokonują z lampionami wyznaczony odcinek drogi w towarzystwie smoków, bębnów i ludowych tańców. W Singapurze odbywa się corocznie w Chinatown, starej chińskiej dzielnicy. Na miejscu startu można było nabyć owe światełka, a także podziwiać typowe dla tego święta zbiorów, podświetlane dekoracje w kształcie owoców.
Do zakupu dołączali także los na loterię i, że tak powiem, otarłam się o bliżej nieznaną nagrodę (wylosowali nr 1146 a ja miałam 1164.. :( )
Smak na dziś: ‚steamed dumpling’ czyli lokalne pierogi z mięsem. Pierwszy raz jadłam pierogi z sosem sojowym i tartym imbirem i.. polecam tym, którzy lubią eksperymentować w kuchni, ten imbir nadał fajny smak mięsnym pierogom.
W zeszły weekend skorzystaliśmy z darmowych Zoo Passów, które możemy wziąć z pracy. Zupełnie inaczej ogląda się te wszystkie zwierzęta, kiedy otaczająca je roślinność jest bliższa ich naturalnemu środowisku. W singapurskim Zoo większość zagród dla zwierząt to ogrodzone przestrzenie, żadnych klatek czy czegoś takiego. Oprócz zwierząt samych w sobie, dodatkową atrakcją jest możliwość ich karmienia. Wystarczy w wybranych godzinach pojawić się przy wybiegu, zakupić za 5S$ miskę z jedzeniem i można poczuć na dłoni oddech żyrafy czy też słonia.
W małych amfiteatrach odbywają się przedstawienia z udziałem zwierząt. My załapaliśmy się na jedno o lasach tropikalnych, z ogólnym przesłaniem pro-eko by o lasy dbać i nie wycinać. Show zakłada interakcje z publicznością, więc jeden facet po otrzymaniu tarczy i dzidy musiał odprawić lokalny taniec dzikusów, inny ścigał się z orangutanem w otwieraniu kokosa (W ogóle, wiedzieliście, że w oryginale pisze się Orang Utan, a nie Orangutan?)
Małpy chodziły widzom nad głowami, a kilka stopni poniżej miejsca w którym siedziałam, znajdował się konar-skrytka, w którym, jak się okazało, przez całe przedstawienie schowana była pokaźna anakonda. Kiedy w ramach przedstawienia, wbiegła strażniczka Zoo z informacją jakoby węże uciekły z terrariów i mogą być wszędzie, podeszła do rzeczonego pieńka, otworzyła i wyciągnęła węża, to dziewczyny, nieświadomie siedzące obok przez cały czas, uciekły z krzykiem :D
ta łapa to +/- jest takiej wielkości jak mojego św. pamięci ojca – do dzisiaj dokładnie pamiętam jak dostałem z taaaaaaakiego wielkiego liścia za 'złe' zachowanie. ;PP – piruety bardziej profesjonalne niż u baletnicy ;DD
PolubieniePolubienie
Jakie cudne zoo <3 Ciekawe kiedy zrobią takie w Polsce? xD
To takie fascynujące czytać, że przesyłkę mogą porwać piraci :D Powodzenia :)
PolubieniePolubienie