Zanim jednak Chiny, moje kroki zawędrowały do kuchni. Bynajmniej nie po to by podjadać. Za pomocą Grouponu udało mi się kupić w korzystnej cenie.. 2-godzinny kurs robienia mooncake’ów (ciastek księżycowych). Czym są te ciastka pisałam już w październiku zeszłego roku. Zbliża się mid-autumn festival, czyli święto, któremu wg mojego rozumienia, najbliżej do polskich dożynek. Mooncakes są tradycyjnymi ciastkami jedzonymi w tym okresie. Jest nawet legenda tłumacząca ich obecność, ale nie jest ona dla mnie do końca jasna (polecam wujka Google jeśli ktoś ciekawy). Ciastka istnieją w dwóch podstawowych wersjach: pieczone i wyrabiane (snow skin mooncake – o śnieżnej skórce). Wraz z Delwyn, koleżanką z pracy, we wtorek wieczorem udałyśmy się więc do szkoły gotowania. Nasza obecność tam intrygowała uczestników, szczególnie panią, która z córką dzieliły z nami stolik. Była szczerze zdziwiona obecnością „białasek”. Dopytywała nawet czy wiemy co w ogóle pieczemy.
Zabawy było oczywiście co nie miara. Mam też przepis, ale przygotowanie ich po za Azją wydaje się bardzo trudne, główne składniki są ciężko dostępne (mogę jednak udostępnić, gdyby ktoś chciał). Podstawę skórki stanowi specjalna smażona (!) mąka ryżowa. Nadzienie zwykle kupuje się gotowe, więc nie było mi dane poznać jak powstaje. Nasze zadanie polegało na wyrobieniu skórki, przygotowaniu nadzienia, zgrabnego ich połączenia i wyciśnięciu w odpowiedniej foremce. Największa trudność leży w szybkości, skórka nie może być długo wyrabiana, bo straci na smaku i konsystencji.
Naszym zadaniem było przygotować po dwa mooncakes z pandanem (roślina o której już kiedyś pisałam) oraz z czarnym sezamem. Cały proces uwieczniłyśmy oczywiście na zdjęciach. Gotowa, wyrobiona już skórka (jeśli nie była wyrabiana za długo to nie powinna sprężynować – wgnieciona palcem nie powinna wracać):
Następnie przygotowanie nadzienia – trzeba wyrobić takie błyszczące kulki:
Punkt kulminacyjny – połączenie nadzienia i skórki, trzeba tak jakby oplatać nadzienie tą skórką, instruktorka mówiła żeby masę pchać na dół, a skórkę do góry:
Na koniec trzeba nadać ciastku odpowiedni wygląd, na przykład taką foremką.
.. i gotowe!
W środku masa rozłożyła mi się „prawie” równomiernie (wierzcie lub nie, ale ten rozkrojony mooncake któremu zrobiłam zdjęcie miał najgorzej ułożone nadzienie, reszta wyglądała lepiej!). Oryginalne mooncakes w założeniu mają w ogóle dużo cieńszą skórkę, ale instruktorka słusznie przewidziała jej więcej, żebyśmy w ogóle dali radę zmieścić nadzienie w środku.
Okazały się być nie tylko źródłem zabawy podczas produkcji, ale też całkiem smaczne! Mooncake są jednak strasznie zapychające, sama dałam radę zjeść pół w domu po zajęciach. Reszta w mgnieniu oka rozeszła się wśród mojego teamu następnego dnia w pracy. Wszyscy przeżyli, nikt nie zachorował :)