Month: Czerwiec 2019

Góry i doliny – Chiny, Xi’an: akt I

Lwią część mojego rocznego urlopu spędzam w Polsce, dlatego większość moich wyjazdów w zakamarki Azji odbywa się weekendowo. Raz w roku staram się jednak poświęcić kilka dodatkowych dni i dotrzeć do miejsc, które potrzebują więcej czasu. Jakiś czas temu, jedno zdjęcie, znalezione w czeluściach internetu, zadecydowało o kolejnym kierunku – Chiny! O sprawcy całego zamieszania jednak później. 9 dni postanowiliśmy zagospodarować na Xi’an, Zhangye i Jiayuguan – Chiny centralno-północne.

Wyjazd nie liczyłby się jednak, gdyby nie przygody w podróży. Wyruszaliśmy w środku nocy, liniami China Eastern z Singapuru do Xi’an z przesiadką w Kunming. Nic nie zapowiadało niespodzianki, kiedy nad ranem dolecieliśmy do miasta tranzytowego. Sprawnie przeszliśmy odprawę paszportową i kontrolę wiz (jeśli wybieracie się do Chin – pamiętajcie, że na dłuższy pobyt wizę trzeba załatwić wcześniej) i pokierowano nas w lewo do małej poczekalni. Usiedliśmy i.. nic. Nie wyglądało to jak miejsce, z którego możemy dostać się do bramek naszego następnego samolotu. Mieliśmy jednak zapas czasu, więc uznaliśmy, że to jakieś dziwne lokalne procedury. Pół godziny, godzina, pracownicy z bardzo kiepskim angielskim nie potrafili wytłumaczyć, dlaczego mamy tam siedzieć i czekać. Ludzi ubywało, a nasz odlot zbliżał się nieubłaganie. Obsługa lotniska przestała się nami interesować, więc podjęliśmy decyzję, że idziemy rozeznać się w sytuacji. W hali odlotów, przeszliśmy wstępne sprawdzenie biletów i przywitały nas ogromne kolejki do kontroli bagażu podręcznego. Zrobiło się nerwowo – nie zdążymy! Wcisnęliśmy się do kolejki business klasy, ale i tak wszystko posuwało się w mozolnym tempie. Tablica odlotów i bramka na samym końcu terminala. Biegniemy, ja po chwili gubię płuca, serce i oddech, więc Maciek rusza przodem, oby tylko nie zamknęli bramki. Teoretycznie mieliśmy jeszcze 7 minut. Zatrzymałam lotniskowy samochodzik i zgarniając Maćka, podjechaliśmy pod wejście z zapasem 2-3 minut do zamknięcia boardingu, ale ten.. skończył się wcześniej. Spóźniliśmy się.. W dodatku obsługa na lotach krajowych najwyraźniej nie musi znać angielskiego więc wykłócanie się, by nas wpuścili było jak rzucanie grochem o ścianę. Dobrze, rozumiem, my nie polecimy, ale gdzie jest nasz bagaż?! W akcie desperacji, krzyknęłam do ludzi z bramki obok, czy ktoś mówi po angielsku i może pomóc tłumaczyć. Oczywiście nikt się nie zgłosił, żeby nie wychylać się z tłumu, ale po chwili po cichu przyszedł jeden gość i przetłumaczył, że ta babka z obsługi nic nie wie o naszym bagażu, nie mogą już nas wpuścić i mamy wrócić do hali odlotów i dowiadywać się co dalej, w informacji linii lotniczych.

Chyba po raz pierwszy odczułam tak bardzo barierę komunikacyjną. W kolejce do informacji emocje trochę opadały i chociaż średnio-komunikatywny angielski przy ladzie nie dał mi odczuć, że nasze plecaki dotrą razem z nami lotem za 2 godziny, który nam zaoferowano, to ostatecznie wszystko było na miejscu. Teraz jak o tym wszystkim pomyślę, to może w tej dziwnej poczekalni na początku próbowali nam uzmysłowić, że z jakichś powodów nie możemy lecieć naszym oryginalnym lotem? Nieważne, dotarliśmy, Xi’an International Airport wita!

Centrum miasta znajduje się 35km od lotniska, można się tam dostać autobusem. Właściwie to autobusów jest kilka, docierają w różne miejsca Xi’an, więc trzeba zwrócić uwagę, gdzie chcemy dotrzeć. My wybraliśmy linię Xian Railway Station Line, przystanek końcowy (autobus jest bezpośredni) znajduje się na małym placu manewrowym (wygląda właściwie jak opuszczone podwórko za kamienicą) między hotelem Xian Longhai, a szpitalem Xi’an Sanqin Hospital, wzdłuż ulicy Jiefang Road (Jiefang Lu), tuż przy skrzyżowaniu z Xiwu Lu (W 5th Road), gdzie znajduje się również stacja metra (Wulukou, niebieska linia) , Główna stacja kolejowa znajduje się jakieś 900m dalej. Autobusy w obie strony odjeżdżają średnio co 15 minut, od rana do nocy. Przejazd zajmuje ok. 70 minut i kosztuje 25 juanów (~5SGD, ~13,65PLN).

Chiny, przedmieścia Xi’an po ulewie

Późnym popołudniem miasto przywitało nas deszczową aurą. Po zrzuceniu bagaży w hotelu i krótkim odpoczynku, zrobiliśmy jednak małą rundkę po okolicy, posilając się wcześniej zupą z nudlami i wołowiną w pobliskiej jadłodajni.

Poranek trochę nam się przeciągnął, grubo po dziesiątej wsiadaliśmy do metra, aby dotrzeć w pobliże dworca kolejowego. Jeszcze kilka razy w ciągu naszego pobytu korzystaliśmy z tego środka transportu. Jednorazowe bilety, na przejazd kilku stacji w obrębie miasta kosztowały po 3 juany (~0.60SGD, ~ 1,65PLN), bez problemu można je kupić w biletomatach – mają one opcję ustawienia języka na angielski. Uciążliwe mogą być tylko kontrole bagażu, zwykle obsługiwane skanerami, które w godzinach szczytu powodują kolejki.

Ze stacji Wulukou podreptaliśmy w stronę dworca. Ogromny plac manewrowy przed gmachem budynku, służy za przystanek autobusowy wielu miejskich i dalekobieżnych linii. Tuż za murami miasta kierujemy się nieco w prawo (East Square), stamtąd odjeżdża autobus 306 (inna nazwa to Tourist Bus Line 5) do Emperor Qinshihuang’s Mausoleum Site Museum (Mausoleum of the First Qin Emperor), którego najsłynniejszą częścią jest Muzeum Amii Terakotowej. W sezonie łatwo zlokalizować autobus, bo w stronę jego stanowiska ciągnie się niesamowicie długi ogonek. Myślę, że spokojnie z 250-300 osób czekało w kolejce.. Częstotliwość autobusu oscyluje między 10-30 minut. Gotowi byliśmy zmienić plany, bo jedyną „atrakcją”, po staniu w upale i pełnym słońcu przez tak długi czas, mógł być udar cieplny. Zwykle potępiam ludzi wpychających się w kolejkę, a jeśli życiowy pośpiech już mnie zmusi, to staram się moją wymówką uzyskać zgodę najbliższych osób, przed które wskakuję. Postanowiłam jednak zaryzykować potępienie wśród, głównie lokalnej ludności, podeszłam do parki białasów znajdującej się mniej więcej „2 autobusy do wejścia” i zapytałam, czy możemy udawać ich spóźnionych znajomych. Metoda „na przyjaciela” się udała, nikt nawet krzywo na nas nie spojrzał i 20 minut później siedzieliśmy w autobusie. Jeszcze raz przepraszam tych wszystkich ludzi, przed których się wepchnęliśmy!

Bilet na autobus kosztuje 7 juanów (~1.4SGD, ~3,82 PLN), kupuje się go bezpośrednio w autobusie – po odjeździe, bileterka podchodzi do wszystkich pasażerów i sprzedaje. Nas to nie spotkało, ale przed wyjazdem czytaliśmy, że na placu dużo jest oszustów czyhających na turystów, kierujących ich do autobusu zorganizowanych wycieczek lub sprzedających bilety po za autobusem.

Muzeum Armii Terakotowej jest ostatnim przystankiem po około 60-70 minutach jazdy – po drodze autobus zatrzymuje się kilkukrotnie przy innych atrakcjach. Trochę nam zajęło odnalezienie drogi z zatoki, w której wysadził nas kierowca, do kas i wejścia na teren muzeum – pobłądziliśmy gdzieś idąc przez ogromny parking. Po bilety przywitała nas, a jakże, długa kolejka. Nasi nowi „przyjaciele”, którzy początkowo poszli w jeszcze inną stronę, dotarli jeszcze później niż my. Mieliśmy więc okazję spłacić nasz dług – pomogliśmy kupić im bilety i byliśmy kwita. Wejście do muzeum kosztuje 150 juanów (~30SGD, ~82PLN).

Armia Terakotowa to niesamowity zbiór ponad 8 tysięcy (!) figur naturalnej wielkości, przedstawiających żołnierzy, oficerów i zaprzęgi konne. Wypalone z gliny 200 lat przed naszą erą (!) (p.n.e. to wciąż abstrakcja dla mnie..) były armią w.. grobowcu pierwszego chińskiego cesarza Qin Shi, aby go strzec i zapewnić władzę w życiu po życiu. Zapomniane przez wieki, odnalezione zostały przypadkiem, podczas kopania studni przez miejscowych rolników w 1974 roku.

Chiny, okolice Xi’an, Muzeum Armii Terakotowej, widok na halę wykopalisk

Chiny, okolice Xi’an, Muzeum Armii Terakotowej, figury wojowników i koni

Na terenie muzeum znajdują się 3 ogromne hale, przypominające hangary, z żołnierzami w różnym stanie rozkładu. Od figur, które ostały się w całości, przez starannie posklejane, po stanowiska renowacji, których pracownicy wciąż usilnie próbują odtworzyć rozbite i zniszczone rzeźby – przypomina to trochę próby sklejania rozbitych filiżanek z różnych kompletów, których kawałki ktoś rozrzucił w ogromniej piaskownicy.

Chiny, okolice Xi’an, Muzeum Armii Terakotowej, prace rekonstrukcyjne

Chiny, okolice Xi’an, Muzeum Armii Terakotowej, prace rekonstrukcyjne – operacja się udała!

Chiny, okolice Xi’an, Muzeum Armii Terakotowej, prace rekonstrukcyjne

Chiny, okolice Xi’an, Muzeum Armii Terakotowej, wykopaliska

Figury stoją w szyku bojowym. Pod ziemią, znajdowały się w ogromnych pomieszczeniach o brukowanej podłodze i drewnianym dachu, który zawalił się, przysypując figury ziemią. Każda z nich jest inna – ma indywidualne rysy twarzy, grymas, pozycję, broń, strój i rangę odpowiednią do roli pełnionej w armii. Oryginalnie były kolorowe, jednak z biegiem lat pod wpływem powietrza utraciły wszystkie barwy – z wielu z nich, kolor do reszty wyparował w przeciągu kilkunastu sekund od wydobycia w latach 70. i 80.

Chiny, okolice Xi’an, Muzeum Armii Terakotowej, figury wojowników

Spod muzeum Armii Terakotowej można wziąć darmowy autobus podwożący pod Mauzoleum cesarza Qin Shi, na terenie którego znajduje się wzgórze oraz terakotowe figury cywilów w służbie władcy. My jednak udaliśmy się w drogę powrotną do miasta.

Historyczne centrum Xi’an otoczone jest fortyfikacją – mury miasta Xi’an (City Wall). Antyczna stolica Chin chroniona była wysokimi na 12 metrów i szerokimi na 12-14 metrów ścianami, o łącznej, przebiegającej na planie prostokąta, długości 14 km. Wieże strażnicze znajdują się na rogach, a w wzdłuż ścian bramy wejściowe i swego rodzaju balkony z budynkami, które pełniły dodatkowe funkcje obronne.

Chiny, Xi’an, City Wall – Mury Miasta

Chiny, Xi’an, City Wall – Mury Miasta, strażnica

Mury zostały starannie odnowione i dostosowane do zwiedzania. Bilet kosztuje 54 juany (~11SGD, ~34,50PLN), a na górze można wypożyczyć rowery! Bawiliśmy się przednio pokonując tandemem trasę dookoła (dostępne są też standardowe rowery oczywiście). Dotarliśmy tam późnym popołudniem, więc nie było tłumów i spokojnie można było pokonywać kolejne kilometry muru, zatrzymując się okazjonalnie by porobić zdjęcia. Wynajęcie tandemu kosztuje 90 juanów na 2h (18SGD, 49PLN – trochę ździerstwo, ale warto), zostawia się też depozyt 200 juanów. Wzdłuż muru znajduje się kilka stacji wypożyczalni, zwykle koło większych bram wejściowych. Nie trzeba pokonywać całego kółeczka 14km, aby oddać rower, można to zrobić w dowolnej stacji, która wróci nam depozyt.

Chiny, Xi’an, widok z City Wall – Murów Miasta, nietypowe bloki

Chiny, Xi’an, City Wall – Mury Miasta

Trochę nas te kilometry wymęczyły, a jeszcze trzeba dojść do hostelu! Zasileni kolejną porcją nudli kładliśmy się spać – jutro kolejny wysiłek przed nami!

Majulah Singapura! – Singapur, Dzień Niepodległości (National Day) 2016

Od małego, ucząc się historii naszego kraju, większość z nas wykształca szacunek do niepodległości. Niepodległość kojarzy nam się nieodłącznie z zaborcą, walką o wolność, przelewem krwi, wojną, zwycięstwem i triumfem. Polska na mapie świata istnieje od setek lat, a kiedy z niej znikała – Polacy wciąż byli Polakami, nieważne jaką flagę próbowano im narzucić. Co roku świętujemy Dzień Odzyskania Niepodległości, pamiętając bohaterów i mając nadzieję, że już nigdy nie będzie trzeba o tę niezależność walczyć.

W Singapurze nie musieli Niepodległości odzyskiwać, a.. niejako zostali do niej zmuszeni. Lokalne rządy tych terenów, będących przez lata w dzierżawie kolonii brytyjskiej, po perturbacjach II wojny światowej, dążyły do niezależności od Brytyjczyków i złączenia z Federacją Malajską (obecnie Malezja). Ta ostatnia zgarnęła ich pod swoje skrzydła, jednak nie mogli się dogadać – na skutek czego po kilku latach Singapur został wydalony z Federacji i 9 sierpnia 1965 roku stał się państwem niepodległym. Oznacza to, że w 2016 roku stuknęło im 51 lat istnienia państwa!

Uroczystości związane z Dniem Niepodległości w ostatnich latach odbywają się na jednym ze stadionów. Główna parada i fiesta dostępna jest jednak tylko dla wybranych. Każdy Singapurczyk i rezydent (a więc odpadają turyści i mieszkańcy na wizach pracowniczych) może zgłosić chęć wzięcia udziału w wydarzeniach – bilety będą następnie losowane, a kto ma szczęście – będzie świętował.

Singapur, Dzień Niepodległości 2016

Singapur, Dzień Niepodległości 2016

Singapur, Dzień Niepodległości 2016

Singapur, Dzień Niepodległości 2016

Widoku nieba nie da się jednak przesłonić, dlatego Ci niewybrani, wciąż mogą zobaczyć pokaz lotniczy i fajerwerki. Dzień Narodowy poprzedzają weekendy prób, na których można podejrzeć co będzie się działo.

Singapur, Dzień Niepodległości 2016

Singapur, Dzień Niepodległości 2016

Singapur, Dzień Niepodległości 2016

Mimo wszechobecnego tłumu i ścisku, który powinien zniechęcić do zbliżenia się w rejon głównych wydarzeń – nie potrafię odmówić sobie sztucznych ogni!

Singapur, Dzień Niepodległości 2016

Singapur, Dzień Niepodległości 2016

Singapur, Dzień Niepodległości 2016

Z roku na rok, jest ich więcej i są coraz bardziej spektakularne, a Singapur już niedługo zaliczy 54 urodziny! Majulah Singapura!

Singapur, Dzień Niepodległości 2016