Zdarzyło Wam się kiedyś zapomnieć o wyjeździe/urlopie/wakacjach? Myślałam, że to możliwe tylko, gdy ktoś ma już za dużo wszystkiego. Aż padło na mnie, za sprawą promocyjnej wyprzedaży w liniach lotniczych Air Asia. W czerwcu 2016 roku za przysłowiowe grosze kupiłam bilet na weekendowy wypad do Kuching z wylotem w.. kwietniu 2017, 10 miesięcy później. Miesiące mijały, po drodze wpadło kilka innych wycieczek i kompletnie zapomniałam o tym zakupie, aż do marca. Na 5 tygodni przed wylotem, wrzucając do folderu „Malezja” maile organizujące nasz wypad na Tioman, trafiłam na tenże bilet.
Coś nade mną jednak czuwało, bo Tioman nieświadomie zaplanowałam tydzień wcześniej, a następny (i już potwierdzony wtedy) Bohol na.. tydzień później. Przypadkowo z dwóch oddzielonych przerwą, weekendowych wypadów, zrobił się maraton – 3 weekendy, 3 lokalizacje, przeplatane oczywiście powrotami do pracy. Kto przy zdrowych zmysłach odmówiłby jednak szansy odwiedzenia kolejnego miejsca?! Choćby przyszło mi jeść suchy ryż przez następne 2 miesiące – nie odpuszczę.
Namówiłam na szybko Magdę i Maćka, klepnęłam hotel, odbiór z lotniska, zaplanowałam ekspresem atrakcje i ahoj przygodo! Na nasze szczęście Malezja, nawet na ostatnią chwilę, jest wciąż atrakcyjna cenowo.
Właściwie wszystko udało się ogarnąć wcześniej, po za rezerwacją samochodu. Do dyspozycji mieliśmy tylko 2 dni normalnego weekendu, a atrakcje do odwiedzenia rozstrzelone są po za obrębem miasta w różne strony, nie było szans dotrzeć tam publicznym transportem, ani grupowymi wycieczkami (których unikamy jak diabeł święconej wody). Na szczęście Maciek podjął wyzwanie jazdy po lewej stronie, a hotel przez noc ogarnął nam białego rumaka.. to znaczy Protona (marka samochodów produkowanych w Malezji) – czy istnieje godniejsza nazwa fury dla naukowca?! Formalności przebiegły ekspresem, nawet nie pamiętam czy rzucili okiem na Międzynarodowe Prawo Jazdy.

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, Kuching, Sarawak wita!

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, Kuching, no to wio!
Kuching jest stolicą stanu Sarawak, jednego z dwóch, należących do Malezji, a znajdującego się na Borneo (obok Indonezji i Brunei) regionu. Na lwią część tego największego z 13 stanów składają się lasy równikowe, skrywające najróżniejsze cuda i formacje natury, a także rodzime plemiona, które wciąż żyją, jak ich przodkowie. Z powodu różnych zawiłości historycznych samo Kuching nazywane jest miastem kotów, a zwierzę to znalazło swoje miejsce w lokalnej symbolice.

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, Kuching, miasto kotów
My jednak nie za bardzo skupiliśmy się na samej miejscowości, nie licząc wieczornego spaceru – natura zdecydowanie nas wzywała. Niecałe 50km od naszego hotelu znajdowała się jaskinia o magicznej nazwie Fairy Cave (Baśniowa/Czarodziejska). Dojechaliśmy bez problemu, ruch niewielki, tempo spokojne, a GPS z wypożyczalni dał radę. W ogóle wzbudzaliśmy niemałe zainteresowanie pozostałych odwiedzających. Fakt, nie spotkaliśmy w sumie innych „bladych” twarzy (cóż, na mojej i Maćka królował raczej utrwalany z poprzedniego weekendu kolor pomidorowo-parówkowy), a poruszanie się własnym pojazdem już w ogóle robiło chyba wrażenie.
Parking pod jaskinią jest bezpłatny, 5 MYR (~1.6 SGD, ~4,5 PLN) kosztuje bilet, dookoła znajdują się również małe stragany z piciem i przekąskami, w pobliżu jest toaleta, także infrastruktura jest odrobinę przygotowana, bez wrażenia zakłócania spokoju naturze.

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, okolice Fairy Cave, ile mam nóg?
Do Fairy Cave prowadzą kilkupiętrowe schody, a po chwilowym wysiłku przenosimy się i iście magiczne miejsce. Główna jama jaskini jest ogromna, rosnąca w środku zieleń, płynące małe strumyczki i fruwające niewielkie ptaszki sprawiają, że człowiek zaczyna faktycznie oczekiwać wzlatującej zza skały wróżki z różdżką sypiącą złotymi gwiazdami. Po przejściu głównej jamy, wąskie ścieżki prowadzą w głąb jaskini. Już teraz nie pamiętam czy wejście tam było jakoś, choćby symbolicznie odgrodzone, poszliśmy dalej dosłownie kilka kroków. W całym naszym przygotowaniu nie zabraliśmy nic po za latarkami w telefonach, a doświadczenie w eksplorowaniu jaskiń mamy żadne. Wspięliśmy się jeszcze na „balkon” z którego rozpościera się doskonały widok na wnętrze jaskini i wyszliśmy na powietrze, z radością biorąc oddech mniej „mokrym” powietrzem. Wysoka wilgoć wewnątrz sprawiała, że nasze twarze i ubrania bardzo szybko pokryły się warstwą potu – nie było nawet sensu wycierać buzi, od razu kapało z niej dalej.

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, wejście do jaskini Fairy Cave

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, jaskinia Fairy Cave

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, jaskinia Fairy Cave

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, jaskinia Fairy Cave

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, jaskinia Fairy Cave, tak ogromna, że ludzie wyglądają jak miniaturki na makiecie

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, w jaskini Fairy Cave

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, w jaskini Fairy Cave, piękne kolory!
7 kilometrów dalej czekały już na nas Wind Caves – Jaskinie Wiatru. Tutaj utworzonymi ścieżkami można było przejść pasaże jaskini, wypatrując w ciemnościach różne elementy fauny i flory. Trasy są dosyć krótkie, ale bardzo przyjemne, chyba że ktoś boi się nietoperzy, znienacka nadlatujących ptaków i ciemności. Powtórzę raz jeszcze: porządna latarka… Na szczęście przy Wind Cave można było takowe wypożyczyć (chyba nawet w cenie biletu, który kosztował również 5 MYR)

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, szlaki w jaskini Wind Cave

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, wejście do jaskini Wind Cave

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, wejście do jaskini Wind Cave

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, jaskinia Wind Cave – ciemno!

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, jaskinia Wind Cave – nietoperze

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, jaskinia Wind Cave – gniazdo!
Zaczynało się trochę chmurzyć, ale postanowiliśmy mimo wszystko spróbować naszego szczęścia – zamarzyło nam się odwiedzić Semenggoh Wildlife Center, znajdujące się w rezerwacie Semenggoh Nature Reserve i mieliśmy szansę dotrzeć tuż na porę karmienia. Centrum dla dzikich zwierząt, skupia się przede wszystkim na działaniach rehabilitacyjnych zwierząt, zwłaszcza orangutanów. Topniejące przez ludzką działalność lasy tropikalne (główna metoda: wypalanie), wystawiły na ciężką próbę tysiące tych człekopodobnych stworzeń, które bez swojego domu, mają niewielkie szanse na przeżycie (jeśli tylko uciekną przed pożarem). Wiele z nich, kończy też jako żywe atrakcje źle prowadzonych zoo, działających pod przykrywką wzniosłych celów niesienia im pomocy. Semenggoh wydaje się robić dobrą robotę, a zwierzęta tam przebywające traktowane są jako pół-dzikie. Mieszkają na ogromnym terenie swojego naturalnego środowiska, same decydują, czy chcą pojawić się na sesji karmienia, a ich ruchy i stan zdrowia śledzone są jedynie dyskretnym okiem pracowników. Nie ma oczywiście klatek ani przymusowego pajacowania ku uciesze gawiedzi turystów. Swoją drogą, właśnie trafiłam na opis atrakcji na TripAdvisor – ma jedynie 3 na 5 gwiazdek, a główny komentarz przy negatywnych ocenach to „nie zobaczyliśmy orangutanów”, „przyszedł tylko jeden”. Dlaczego ludzie tak bardzo nie chcą zrozumieć wartości takich miejsc jak to, nawet jeśli nie zaspokoili swojej ciekawości zobaczenia zwierza na żywo? Ja bym im dała 6 gwiazdek, za to co robią, by ocalić te ciekawe gatunki zwierząt.

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, Semenggoh Wildlife Center, orangutan przy kolacji

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, Semenggoh Wildlife Center, drzewo genealogiczne orangutanów będących pod opieką ośrodka
W pawilonie przy głównym wejściu możemy zapoznać się z historią Centrum a także jej podopiecznymi: ich imionami, wiekiem, usposobieniem, a nawet rodzinnymi koneksjami. Mimo strug deszczu, prawdziwie tropikalnej ulewy, jeden orangutan zgłodniał i postanowił skorzystać z wystawionego wiktu, ku ogólnej uciesze zgromadzonych. Cegiełka wstępu, która idzie na wszelkie działania dla zachowania rezerwatów Sarawaku w najlepszym kształcie, kosztowała 10 MYR (~3.2 SGD, ~9 PLN)

Malezja, wyspa Borneo, Sarawak, Semenggoh Wildlife Center, chcesz gryza?
Przemoczeni do suchej nitki, w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w napotkanym centrum handlowym, gdzie z dziecięcą radością kupiliśmy w markecie suche skarpetki i koszulki, by w trochę bardziej przyjemnych warunkach zjeść i spędzić resztę drogi do hotelu.
Sił wystarczyło nam jeszcze na wieczorne wyjście do miasta, ale o tym już później.
Dodaj do ulubionych:
Polubienie Wczytywanie…