Tochoji

piekło-niebo – Japonia, wyspa Kiusiu, akt I: Fukuoka i Kawachi

Jednym z problemów emigracji na przysłowiowy drugi kraniec świata, jest oczywiście ta fizyczna odległość od rodziny i znajomych, która nie pozwala spędzać zbyt wiele czasu razem. Kiedy więc ktoś wybiera się do Azji i nie będzie zahaczał o Singapur, staramy się umówić „po drodze”. Z Justyną udało mi się to już drugi raz – za pierwszym razem zwiedziłyśmy razem malezyjskie pola herbaty, a później odwiedziła mnie w państwie-mieście Merliona. Gdy organizowała swoją podróż do Japonii, nie musiała długo mnie namawiać, byśmy spotkały się na przysłowiową kawę właśnie tam. Wraz z Magdą wyruszyłyśmy więc ostatniego dnia kwietnia (2019), z przesiadką w Kuala Lumpur, do Fukuoki – głównego miasta wyspy Kiusiu, trzeciej pod względem wielkości w archipelagu Wysp Japońskich.

Wczesnym rankiem pierwszego dnia nowej ery japońskiego kalendarza – Reiwa (Piękna Harmonia), wylądowałyśmy na międzynarodowym lotnisku w Fukuoce. Wieczorem naszą uwagę zwróciły jakieś dekoracje na ulicach, porozstawiane barierki, głośniki, ale aż do teraz nie miałam świadomości, że dotarłyśmy tam w dniu, w którym panowanie obejmował cesarz Naruhito, w wyniku abdykacji swojego ojca Akihito dzień wcześniej.

JP_I_01_50_size_watermark

Japonia, wyspa Kiusi, Fukuoka, doleciały!

Dosyć sprawnie zlokalizowałyśmy przystanek autobusowy przy terminalu i bez problemu udało nam się w automacie kupić bilet (260 jenów, ~9 PLN, ~3 SGD – w automacie można wybrać język angielski) na autobus do głównego dworca kolejowego Hakata Station. Tę stację będziemy odwiedzać codziennie, na początek by zostawić tam bagaże (duża szafka w przechowalni bagażu, których pełno na dworcu, kosztowała 700 jenów (~24 PLN, ~8.5 SGD) za całą dobę). Tam też spotykamy się z Justyną. Zwarte i gotowe wyruszamy na.. śniadanie! Było dość wcześnie i wiele restauracji przy dworcu wyglądało na zamknięte, ale zachęcił nas ogonek stojący przed Tanya Hakata. Rosół, ryż, ozory wołowe, a dla spragnionych poranne piwo!

JP_I_02_50_size_watermark

Japonia, wyspa Kiusi, Fukuoka, poranne piwko? Dlaczego nie!

JP_I_03_50_size_watermark

Japonia, wyspa Kiusi, Fukuoka, na śniadanie rosół i stek z ryżem, wersja japońska

Fukuoka jest ogromnym miastem biznesowym, które nie serwuje spektakularnych atrakcji turystycznych, dlatego na rzucenie okiem na jej ofertę przeznaczyłyśmy jedynie środowe przedpołudnie. Aby nie marnować czasu przejechałyśmy jeden przystanek metrem (pomarańczowa Kuko Lone) z Hakata Station do Gion Station (200 jenów, ~7PLN, ~2.5 SGD), nieopodal której znajduje się mnóstwo świątyń. Poruszanie się komunikacją miejską nie przysparza większy problemów, wszystko jest dobrze oznaczone, tablice informacyjne po angielsku widziałam znacznie częściej niż podczas poprzedniej wizyty w Kraju Kwitnącej Wiśni. Może to już pokłosie przygotowań do Olimpiady?

Zajrzałyśmy najpierw, zupełnie przypadkowo, do świątyni Tochoji, należącej do buddyjskiego nurtu Shingon. Ufundowana w IX wieku uznawana jest za najstarszy dla tego nurtu obiekt na wyspie Kiusiu. Oryginalnie znajdowała się jednak bliżej linii brzegowej, gdzie spłonęła w XVI wieku, po czym została usytuowana w obecnym miejscu. Wnętrza można zobaczyć jedynie w konkretne dni lub święta, dlatego pozostało nam rzucenie okiem na budynki z zewnątrz (chociaż do sali Wielkiego Buddy – z jego ogromną statuą, można wejść również w zwykłe dni, ale tam nie zawędrowałyśmy). Pod dachem, na wejściu do głównego z nich, zawieszony jest sporych rozmiarów buddyjski różaniec. Wzrok przykuwa też  czerwona pagoda (Gojunoto).

JP_I_04_50_size_watermark

Japonia, wyspa Kiusi, Fukuoka, główny budynek świątyni Tochoji (Tochoji Temple)

JP_I_05_50_size_watermark

Japonia, wyspa Kiusi, Fukuoka, 5-cio piętrowa pagoda (Gojunoto) na terenie świątyni Tochoji (Tochoji Temple)

Spacerem udałyśmy się do Shofukuji – najstarszej świątyni buddyjskiego nurtu Zen w Japonii. Podobnie jak w Tochoji, większość budynków otwarta jest tylko w wybrane święta, jednak nawet bez wchodzenia do środka daje się tu poczuć medytacyjną (sielankową!) atmosferę, z którą nurt ten jest głównie kojarzony. Uwagę zwraca Sanmon, najważniejsza brama/wrota świątyni Zen. Co ciekawe, sanmon bardzo często nie jest bramą/wrotami wejściową/ymi (nie jest tą pierwszą, którą się przekracza). Zarówno Tochoji jak i Shofukuji można zwiedzić za darmo.

JP_I_06_50_size_watermark

Japonia, wyspa Kiusi, Fukuoka, najważniejsza brama/wrota (sanmon) świątyni Shofukuji (Shofukuji Temple)

Postanowiłyśmy zrezygnować z zaplanowanej jeszcze świątyni szintoistycznej Kushida, aby na czas wrócić na dworzec kolejowy Hakata i udać się w naszą pierwszą podróż pociągiem. Zanim jednak wsiądziemy do Sonic Limited Express, kursującego na trasie Oita – lotnisko Miyazaki, odbieramy nasz bilet okresowy na przejazdy kolejowe (Japan Rail Pass). Tym razem można było zarezerwować go online bez pośredników i samodzielnie odebrać. Istnieją różne warianty JR Pass, nas w pełni satysfakcjonował 5-dniowy Northern Kyushu Area JR Kyushu Rail Pass, ważny w pociągach północnej części wyspy Kiusiu (10 000 jenów, ~340 PLN, ~120 SGD). Podróżując, trzeba okazać bilet w okienku – nie odbija się go w żaden sposób na bramkach. Upoważnia on też do zarezerwowania określonej ilości miejscówek, i można to zrobić zaraz przy odbiorze. Ma to dużo sensu, zwłaszcza jeśli odwiedza się Japonię w środku tzw Złotego Tygodnia, kiedy przypada sporo świąt państwowych i wielu Japończyków podróżuje po kraju. Większość interesujących nas pociągów jeździła jednak dość często i uznałyśmy, że skorzystamy z rezerwacji jeśli pojawią się problemy ze skorzystaniem z 2-3 pod rząd (tak się jednak nie stało i zawsze znalazło się miejsce w wybranym przez nas pociągu).

JP_I_07_50_size_watermark

Japonia, wyspa Kiusi, Fukuoka, tablice informacyjna na pociągu

Wagony dla podróżnych bez rezerwacji oznaczone są jak powyżej. Najpierw nieco ponad 40 minut z Hakata do Kokura, kolejne 20 minut pociągiem Kagoshima Line z Kokura do Yahata i przed nami jedyne pół godziny w autobusie wahadłowym (shuttle bus) do Kawachi. Taka kombinacja wyszła nam najszybciej, nie uwzględniając opcji z Shinkansenem, którego bilet okresowy nie obejmuje. Przystanek autobusowy znajduje się po lewej stronie od wyjścia ze stacji, jest darmowy dla posiadaczy biletu do Wisteria Kawachi Garden i odjeżdża średnio co pół godziny.

Tyle zachodu, żeby pojechać do ogrodu?! Oczywiście! Jak to czasem ze mną bywa, jedno zdjęcie w otchłani Internetu wystarczy, by zaplanować podróż. Te fascynujące tunele fioletowych kwiatów wyglądały magicznie już na zdjęciach, więc koniecznie chciałam zobaczyć je na własne oczy.

JP_I_08_50_size_watermark

Japonia, wyspa Kiusi, Kitakiusiu, Ogród Wisterii Kawachi (Kawachi Wisteria Garden)

JP_I_09_50_size_watermark

Japonia, wyspa Kiusi, Kitakiusiu, Ogród Wisterii Kawachi (Kawachi Wisteria Garden)

JP_I_10_50_size_watermark

Japonia, wyspa Kiusi, Kitakiusiu, Ogród Wisterii Kawachi (Kawachi Wisteria Garden)

Wisteria, po polsku nazywana również glicynia lub słodlin, a właściwie jej 22 rodzaje, kwitną tutaj od końca kwietnia do początku maja (!). Ogród otwarty jest jedynie 2-3 tygodnie w roku i miałyśmy szczęście załapać się na ten okres. Przez internet udało nam się kupić bilety – obowiązują one na określony przedział czasowy i umożliwiają pobyt w parku przez 2 godziny. Co ciekawe, ten bilet-rezerwacja kosztuje 500 jenów od osoby (~17 PLN, ~6 SGD), ale możliwe, że na miejscu będzie trzeba dopłacić nawet 1000 jenów – cena zależna jest od stopnia rozkwitu wisterii, im piękniejszy widok tym drożej. Od nas nie zawołali dodatkowej opłaty, co sugerowało, że nie jesteśmy tam w optymalnym momencie, ale i tak było magicznie!

JP_I_11_50_size_watermark

Japonia, wyspa Kiusi, Kitakiusiu, w Ogrodzie Wisterii Kawachi (Kawachi Wisteria Garden)

JP_I_12_50_size_watermark

Japonia, wyspa Kiusi, Kitakiusiu, Ogród Wisterii Kawachi (Kawachi Wisteria Garden)

JP_I_13_50_size_watermark

Japonia, wyspa Kiusi, Kitakiusiu, Ogród Wisterii Kawachi (Kawachi Wisteria Garden)

Skąd właściwie wziął się ten ogród? Jest spełnieniem chłopięcego marzenia Masao Higuchi, zwykłego Japończyka, który na zboczu góry Gongen w Kawachi, rejonie jednej z dzielnic (kiedyś wioski), Yahatahigashi, miasta Kitakiasiu, rozpoczął pod koniec lat 70. kultywację wisterii i tworzenie tuneli. Obecnie kolejne już pokolenie dba o rośliny. W okolicy można pochodzić sobie po niskich górach lub wybrać się na tamę, my jednak wracałyśmy prosto do Fukuoki.

JP_I_14_50_size_watermark

Japonia, wyspa Kiusi, Kitakiusiu, klony japońskie w Ogród Wisterii Kawachi (Kawachi Wisteria Garden)

Ulokowałyśmy się w końcu w hostelu i po krótkiej przerwie na odświeżenie, wyruszyłyśmy jeszcze na miasto. Naszym celem były Yatai – budki z jedzeniem, znajdujące się wzdłuż rzeki, które są swego rodzaju symbolem miasta. Budka nie jest też doskonałym określeniem, bo to takie mikro-restauracje na świeżym powietrzu, dookoła każdej z nich można usiąść „przy barze” i cieszyć się jedzeniem. Ślinka ciekła na sam widok niektórych specjałów, ale miejsce pełne było klienteli, zarówno konsumującej jak i czekającej. Nam burczało w brzuchach zdecydowanie za głośno, żeby czekać, więc odbiłyśmy z promenady i nieopodal uraczyłyśmy się ramenem i piwem w bardziej klasycznej, malutkiej japońskiej baro-restauracji Mendokoro Kyoya.

JP_I_15_50_size_watermark

Japonia, wyspa Kiusi, Fukuoka, Mendokoro Kyoya, Nakasu ramen!

JP_I_16_50_size_watermark

Japonia, wyspa Kiusi, Fukuoka, wejście do Mendokoro Kyoya

Czasu na sen nie zostało zbyt wiele, bo następnego dnia rano czekał na nas kolejny epizod o trzech takich, co jeździły po Japonii koleją. Gdzie to piekło, wyjaśni się następnym razem.