Nasz samolot do Ankary odlatywał późnym przedpołudniem, zdążyłam więc uraczyć się hotelowym śniadaniem, z dużą ilością tureckiej herbaty i chałwą na deser, bo dlaczego nie? Na szczęście dodatkowe kilogramy w brzuchu nie zostały doliczone jako nadbagaż i po krótkiej drzemce na pokładzie, byliśmy na miejscu. Punktem dnia była kolacja rozpoczynająca konferencję, dlatego wyszłam z założenia, że kilka dobrych godzin spędzę w hotelu, co pozwoli mi przygotować się do wystąpienia nazajutrz. Ahmet i Şenol, który do Nas dołączył, mieli jednak inne plany – przecież trzeba pokazać mi Ankarę! Chociaż nie sposób było nie odnieść wrażenia, że Stambuł jest im znacznie bliższy, to chętnie zabrali mnie w kilka, sztandarowych jak mniemam, miejsc stolicy.
Najpierw jednak (któż by się spodziewał) czas coś zjeść! Do teraz się dziwię, że po tym posiłku udało mi się wtaszczyć na górę do zamku. Kuzu İncik Haşlama, czyli gotowana gicz (golonka) jagnięca została wybrana nieprzypadkowo – Ahmet, po krótkiej rozmowie z kelnerem, po prostu wszedł na kuchnię (zapraszając mnie za sobą) i zaglądając do parujących garów, w skrócie omówił co jest czym i zamówił co wyglądało najlepiej. Nie mam pojęcia czy znał się z kelnerem/kucharzem/właścicielem, czy to jakiś lokalny zwyczaj. Wiem jednak, że gicz była przepyszna, a kiedy zastanawiałam się jak dopnę po niej kurtkę, na stół doniesiono jeszcze Künefe – tradycyjne ciasto serowe obsypane orzechami. Przecież niegrzecznie byłoby nie spróbować!

Turcja, Ankara, Kuzu İncik Haşlama

Turcja, Ankara, Künefe
Spacer do Ankara Kalesi (Zamek Ankara) był najlepszym remedium na to, nieprzyzwoite wręcz, obżarstwo. Oryginalne mury, później wielokrotnie przebudowywane, zostały postawione w tym miejscu już w VIII w.p.n.e. przez Frygijczyków. Na górę prowadzą dość wąskie ścieżki między budynkami mieszkalnymi, niektóre z tych budynków określane mianem konak, będące reprezentacyjnym domem/dworem władcy lub urzędnika państwowego w czasach Imperium Osmańskiego. Charakterystycznym dla innych było posiadanie piętra, którego powierzchnia wychodziła po za obręb parteru, tak że pokój na górze „zwisał” nad chodnikiem. I gdyby ktoś miał wątpliwości czy recycling jest wytworem ostatnich dziesięcioleci to odpowiedź nasuwa się ekspresowo, widząc blok zapisany starożytni wyglądającym pismem pośród innych bloków stanowiących ścianę domu, wybudowanego zdecydowanie bardziej współcześnie.

Turcja, Ankara, Ankara Kalesi (Zamek Ankara)

Turcja, Ankara, Ankara Kalesi (Zamek Ankara)

Turcja, Ankara, Ankara Kalesi (Zamek Ankara)

Turcja, Ankara, Ankara Kalesi (Zamek Ankara)

Turcja, Ankara, dom nieopodal Ankara Kalesi (Zamek Ankara)

Turcja, Ankara, ściana budynku nieopodal Ankara Kalesi (Zamek Ankara)
Trochę się zeszliśmy, czy to nie czas na przekąskę? Zdecydowanie nie, ale Kınacızade Konağı (Dwór Kinacizadeza) znajdujący się nieopodal, jest miejscem, do którego warto zajrzeć. Muzeum/restauracja/biblioteka/galeria sztuki – miejsce pełne historii, artefaktów, pomieszczeń poświęconym kilku ważnym osobistościom Turcji, z których sami zainteresowani kiedyś korzystali i chętnie spotykali się z turystami i gośćmi odwiedzającymi dwór (prof. Halil İnalcık szanowany turecki historyk, Yurdusev Arığ – działaczka na rzecz lepszej reprezentacji kobiet w polityce, fundatorka i przewodnicząca Stowarzyszenia Kobiet Polityków oraz Jülide Gülizar, pierwsza kobieta-dziennikarka będąca spikerką wiadomości w telewizji narodowej); gdzie można coś zjeść i wypić, poczytać książkę, a nawet obejrzeć stroje z czasów Imperium Osmańskiego. Na pierwszy rzut oka to taka trochę rupieciarnia – miejsce, które ja osobiście uwielbiam, bo sprawia mi przyjemność wyszukiwanie i odkrywanie nowych elementów w takim pozornym chaosie. Tutaj, za wszystkim stoi Kıvırcık Usta, który odnowił budynek i nadał wnętrzom obecny format.

Turcja, Ankara, w restauracjo-muzeum Kınacızade Konağı

Turcja, Ankara, w restauracjo-muzeum Kınacızade Konağı
Spędziliśmy kilka chwil w pokoju bibliotecznym, racząc się Sahlepem i Lokum (charakterystyczne kosteczki tureckiego deseru, które do tej pory znane mi były pod angielską nazwą Turkish Delights, mają też zabawnie brzmiącą, polską wersją nazwy: Rachatłukum, która nawiązuje jednak do tradycyjnej nazwy tego przysmaków w dawnym języku osmańskim rāḥat ḥulqūm)

Turcja, Ankara, w restauracjo-muzeum Kınacızade Konağı

Turcja, Ankara, Sahlep i Lokum (Turkish Delights) w restauracjo-muzeum Kınacızade Konağı
Resztę dnia spędziłam na aktywnościach związanych z konferencją – w końcu po to tu przyjechałam. W okolicę zamku powróciłam jednak następnego popołudnia, gdzie gościnni wykładowcy (czyli ja i prof. Ramos z Hiszpanii), zostaliśmy zabrani przez organizatorów po naszych wykładach. Wcześniej jednak, pojechaliśmy do Anıtkabir – mauzoleum Atatürka, założyciela republiki Turcji (po upadku Imperium Osmańskiego) i jej pierwszego prezydenta, któremu kraj zawdzięcza swój współczesny kształt. Jego postać otoczona jest szczególnym kultem. Na terenie mauzoleum, oprócz grobowca, znajdują się pomieszczenia opisujące i upamiętniające historię życia Kemala Atatürka. Jego następca, İsmet İnönü, który był jednocześnie jego przyjacielem, został pochowany w tym samym mauzoleum. Nad wszystkim czuwa warta honorowa.

Turcja, Ankara, Anıtkabir (Mauzoleum Atatürka)

Turcja, Ankara, Anıtkabir (Mauzoleum Atatürka), grobowiec İsmeta İnönü

Turcja, Ankara, Anıtkabir (Mauzoleum Atatürka)

Turcja, Ankara, gwardzista w Anıtkabir (Mauzoleum Atatürka)

Turcja, Ankara, Anıtkabir (Mauzoleum Atatürka)

Turcja, Ankara, w Anıtkabir (Mauzoleum Atatürka)

Turcja, Ankara, cytat w Anıtkabir (Mauzoleum Atatürka)
Po dawce bardziej współczesnej historii, przeskoczyliśmy na drugi biegun – tą bardzo odległą, którą te rejony są przesiąknięte. Mówimy tu nawet o czasach zanim swoje państwa i kultury rozwijali Hetycy, Huryci, Frygowie czy inni Lidyjczycy. W dorobku Muzeum Cywilizacji Anatolijskich (Anadolu Medeniyetleri Müzesi) znajdują się artefakty z Paleolitu, Neolitu (epoki kamienia) czy epoki miedzi i brązu, pochodzące nawet sprzed 8000 (!) lat p.n.e. Anatolia, to region historyczny, na którym obecnie znajduje się większa część Turcji. Chociaż historią świata, po za tą bardziej współczesną od początków XX wieku, nie udało się mnie zainteresować ani nauczycielom historii ani mojemu ojcu, który ją uwielbiał, to nawet tacy laicy jak ja, z zapewne mniej niż podstawową wiedzą o danym okresie, mogą wpaść w zadumę, jak długą drogę przebyliśmy jako ludzkość, od ciosanego kamienia przywiązanego do patyka, do tego gdzie jesteśmy teraz z całą, wydawałoby się nam zaawansowaną, technologią, a która kiedyś pewnie też skończy w muzeum, postrzegana przez pryzmat prymitywności. Klasyczne wystawy związane z historią to zwykle nie moja bajka, ale ta była zdecydowanie warta uwagi. Może z wiekiem dorastam do zainteresowania historią mniej współczesną? Bilet do muzeum kosztował 30 lir tureckich (~13PLN, ~4.7SGD).

Turcja, Ankara, Anadolu Medeniyetleri Müzesi (Muzeum Cywilizacji Anatolijskich), narzędzia z okresu Paleolitu

Turcja, Ankara, Anadolu Medeniyetleri Müzesi (Muzeum Cywilizacji Anatolijskich), Ludzie dookoła jelenia, malowany ornament datowany na 6000 lat p.n.e.

Turcja, Ankara, Anadolu Medeniyetleri Müzesi (Muzeum Cywilizacji Anatolijskich), Dysk Słońca datowany na ok. 2500 lat p.n.e.

Turcja, Ankara, Anadolu Medeniyetleri Müzesi (Muzeum Cywilizacji Anatolijskich), papiery rozwodowe z XIX/XVIII w.p.n.e.

Turcja, Ankara, Anadolu Medeniyetleri Müzesi (Muzeum Cywilizacji Anatolijskich), Ortostaty ściany Heralda, parada żołnierzy, rok ok 900-700 p.n.e.
Krótki spacer pod zamkiem i wracaliśmy do hotelu, idealnie na koniec konferencji, by pożegnać się z moimi kolegami z firmy, dzięki którym cały ten wyjazd był możliwy – jeszcze tego samego wieczora wracali oni do Stambułu. Ja miałam przed sobą jeszcze jeden wieczór i noc w Ankarze, by rano, z przesiadką w największym mieście Turcji, kontynuować moją delegację w Niemczech.
I chociaż w poprzednim wpisie wspominałam, że nie kupiłam żadnych trwałych pamiątek by mieć doskonały pretekst powrotu do Turcji, mój bagaż wypełnił się chałwą, tahini, rachatłukum, sahlepem i turecką kawą (na prezent). Nie wiem jakim cudem nie kupiłam herbaty.. Te produkty udało mi się spakować w walizkę bez problemu, gorzej było z przepiękną, ale ponad półmetrową, drewnianą rzeźbą w kształcie skamieliny ślimaka, którą otrzymałam od organizatorów konferencji w ramach podziękowania. Skończyła w siatce jako dodatkowy bagaż podręczny, za który na szczęście nie kazali mi dopłacać, ale w późniejszej drodze do Polski musiałam udowodnić żandarmom na niemieckim lotnisku, że w żaden sposób nie jestem w stanie wyciągnąć z niej metalowego pręta, na którym jest osadzona.. Mimo kombinacji iście alpejskich, cieszę się, że udało mi się ją przetransportować bezpiecznie do domu.

Singapur, rzeźba z Turcji