Malezja zwykła być moim ulubionym kierunkiem na krótki, zazwyczaj weekendowy, wypad z Singapuru. Miałam wrażenie, że wielu turystów jej nie docenia i prędzej odwiedza Tajlandię lub Indonezję – przynajmniej skutki uboczne masowej turystyki były w Malezji mniej widoczne. W pierwszy marcowy weekend roku pańskiego 2017 postawiłyśmy z Magdą na wyspę Penang, drugą największą na zachód od kontynentalnej części kraju (z którą połączona jest trzema mostami).
Wieczorny samolot z Singapuru przeniósł nas na południe wyspy, gdzie zaczynała się niekończąca przeprawa na północ do George Town, największego miasta regionu, w kilometrowych korkach zwiastujących początek weekendu. Na szczęście stylowo urządzony hotel butikowy, oferujący darmowe lody i lampkę wina, zdecydowanie ukoił nasze zmęczenie. Wstałyśmy rano wypoczęte i gotowe na to, co okolica ma do zaoferowania!
Zaczęłyśmy od końca, czyli od najdalej położonych atrakcji, które chciałyśmy odwiedzić. Z Komtar Bus Terminal wzięłyśmy autobus 204 (stanowisko 2), którym za 2 ringgity (MYR/RM; 0.65 SGD, 1.8 PLN) dojechałyśmy na końcowy przystanek u podnóża pasma wzgórz Penang Hill (Bukit Bendera). Na najwyższy szczyt, Western Hill, 833 m.n.p.m. można dostać się kolejką szynowo-linową – funikularem. Bilet na Penang Hill Railway kosztuje 30 MYR (9.8 SGD, ~27 PLN) w dwie strony. Za podwójną cenę można zakupić wejście ekspres, stanie w zwykłej kolejce zajęło nam ponad 40 minut (sobota, godziny okołopołudniowe).
Widok „z góry” zawsze sprawia mi ogromną przyjemność, więc i tu spędziłyśmy długie minuty „sięgając gdzie wzrok nie sięga”. Wzgórze posiada bardzo rozwiniętą infrastrukturę rozrywkową – w czasach brytyjskiej kolonii, było niejako wakacyjnym kurortem. Mnóstwo atrakcji dla dużych i małych, przekąski, dedykowane miejsca do uroczych zdjęć. Nasz wzrok przyciągnęły jednak świątynie: hinduska (Sri Aruloli Thirymurugan Temple) i muzułmańska (Penang Hill Mosque/Masjid Bukit Bendera).
Od palącego słońca i zgiełku odwiedzających uciekłyśmy na Nature Walk Trail czyli ścieżki spacerowe przez okoliczną dżunglę. Wilgoć co prawda sięgnęła chyba maksimum, bo im dalej w las tym bardziej człowiek się pocił, ale było warto – natura, nawet taka wypielęgnowana i kontrolowana przez człowieka, nigdy nie przestanie mnie zachwycać.
Czas na kolejny punkt wycieczki – spod dolnej stacji kolejki (ten sam przystanek na który przyjechałyśmy) wzięłyśmy wznów 204 i za 1.40 MYR (1,3 PLN; 0.45 SGD) podjechałyśmy nieopodal Kek Lok Si Temple – najlepiej spytać kierowcy, gdzie wysiąść. Od przystanku dość intuicyjnie idzie się w prawo, a po chwili w lewo, skąd widać już świątynię. Ta największa w Malezji buddyjska świątynia to ogromny kompleks podzielony na 3 sekcje. W całości można ją zobaczyć z Penang Hill.
Dolna sekcja to głównie obsługa turystów i wiernych, wejście (darmowe), sklepiki z jedzeniem, napojami i pamiątkami, a także tzw. Turtle Liberation Pond czyli Staw „Uwalniania” Żółwi – praktyka buddyjska, w której wierni wypuszczają zwierzę „na wolność” (rozumiane również jako środowisko bardziej naturalne niż trzymanie w klatce/terrarium) jako akt łaski i duchowego uwolnienia. Choć brzmi szlachetnie, w wielu miejscach zwyczaj ten może prowadzić do większej szkody niż pożytku. Staw na terenie Kok Lek Si Temple zdaje się być przepełniony, ale to już by trzeba zapytać żółwi. Za ringgita można nabyć zielony wiecheć i nakarmić nim żółwie.
Środkowa sekcja to główne pomieszczenia świątynne, pawilony i pagoda. W głównym pawilonie modlitewnym można wybrać z puli wstążek własne życzenie (Wishing Ribbons) i po uiszczeniu jałmużny w wysokości ringgita, zawiesić wstążkę na dedykowanym drzewku (Wishing Tree) celem jego spełnienia (a przynajmniej potencjalnego zwiększenia szans). Mnogość czerwieni, złotych ornamentów, lampionów i inna symbolika zachwyca i imponuje.

Malezja, wyspa Penang, George Town, świątynia Kek Lok Si Temple, wieszając wstążkę na drzewku życzeń
Jechaliście kiedyś windą w bok? Na terenie świątyni jest ku temu niebywała okazja! Po przejściu ogromnego sklepu z pamiątkami w środkowej sekcji świątyni, docieramy do małej budki w której za 6 MYR (~2 SGD; ~ 5,40 PLN) może zakupić bilet (w dwie strony) na przejazd tą interesującą konstrukcją, jadącą po skosie w górę. Tym sposobem docieramy do najwyższej sekcji świątyni, której centralne miejsce zajmuje wykonana z brązu, statua Avalokiteshvara (Kuan Yin/Guanyin), Bogini Łaski.

Malezja, wyspa Penang, George Town, świątynia Kek Lok Si Temple, lokalne kryształy chroniące przed promieniowaniem złych duchów

Malezja, wyspa Penang, George Town, świątynia Kek Lok Si Temple, każdy widzi to co chce, swastyka w religiach wschodu to symbol (o ironio) szczęścia
Jeszcze tylko rzut okiem na rozpościerające się w dole miasto, zatokę i horyzont i uciekamy spod promieni palącego słońca. W górnej sekcji nie ma zbyt wielu miejsc oferujących cień, nakrycie głowy lub parasol są konieczne!
Kontynuujemy naszym znajomo wyglądającym autobusem 204, który tym razem (znów z tego samego przystanku) zabierze nas z powrotem do miasta. Za 2 MYR dojeżdżamy pod Komtar – autobus nie wjeżdża na sam dworzec, ale zatrzymuje się na przystanku równolegle do niego – najlepiej zapytać kierowcy w razie niepewności, są bardzo pomocni!
Umęczone upałem z radością schroniłyśmy się w zaciszu naszego hotelu, a po odpowiedniej dawce prysznica i klimatyzacji wystarczyło jeszcze sił na wieczorne eksploracje lokalnej kuchni. Penang słynie ze swoich dań, a listy tych koniecznych do spróbowania zdają się nie mieć końca. Są nawet organizowane wycieczki po jadłodajniach i wszelkiego rodzaju ulicznych straganach z jedzeniem (street food)! W moim przypadku potrawy nie grają pierwszoplanowej roli, zamiast podążać śladami polecanych knajpek, zdaję się na przypadek. Cóż, nie wyszło nam to na złe, objedzone po uszy i zadowolone!
Jeszcze tego wieczora udało nam się zobaczyć namiastkę tego, co zaplanowane było na nadzielę – polowanie na murale, którymi usiane są ściany miasta. O tym jednak później.
One comment